poniedziałek, 27 kwietnia 2015

10.

- Powtarzam ci po raz setny, Gwiazdko. Nic mi nie jest - Robin właśnie kończył zmywać z twarzy zaschłą krew.  
  Znajdowaliśmy się w wieży Tytanów. Za oszkloną szybą widziałam piękny księżyc. Siedziałam na jednym z pomarańczowych krzeseł. Bestia wyjął z lodówki woreczek z lodem i podał mi.
- Przyłóż sobie do policzka. Jest cały spuchnięty i czerwony. 
  Kiwnęłam głową. Ręce trzęsły mi się ze strachu. Cały czas odtwarzałam w głowie to co się wydarzyło. Widziałam Slade'a wściekłego, broniącego mnie. Moment w którym mnie uderzył. Nieprzytomny Robin którego za wszelką cenę próbowałam bronić. 
 Cyborg wszedł do wielkiego pokoju i powiedział:
- Nie ma śladów pościgu. Slade nie próbował nas gonić. 
  Wiem, że mówi to głównie do mnie. Mimo to nadal się bałam, nadal byłam jego celowniku. 
- Melanie, ja nie wiem jak ci dziękować.. To co zrobiłaś było.. - zaczął Robin. Brakło mu słów. 
Wszyscy popatrzyli na mnie z podziwem. Na ustach Bestii błąkał się uśmiech. Chyba był ze mnie dumny. Przecież nic nie zrobiłam Slade'owi. Jedyne na co było mnie stać to zasłanianie Robina swoim słabym ciałem.  
- Przecież nie zrobiłam nic wielkiego. Nawet go nie uderzyłam - mruknęłam przyciskając woreczek z lodem do policzka. Łagodził ból. 
- Stanęłaś w mojej obronie mimo tego, że nie miałaś żadnych szans. Odważyłaś się mimo tego, że byłaś z góry skazana na porażkę. Mało kto zdobyłby się na walkę w której jest  przegrany - wyjaśnił mi Robin patrząc na mnie z podziwem. 
  Świetnie. Mam teraz wielki powód do dumy. Może napiszę o tym w moim CV? 
- I co kto miał rację? - spytał Bestia patrząc na lidera. 
- Nie wierzę, że to mówię, ale miałeś rację - oznajmiła znudzonym głosem Raven. 
  Zachwycony uśmiechnął się do dziewczyny. Wywróciła tylko swoimi niebieskimi oczami. 
- Jest jedno ale - zaczęła Gwiazdka poprawiając rudawy kosmyk - dlaczego nie pozwoliłaś Bestii rozprawić się z Slade'm? Mielibyśmy go już z głowy. 
  Wiedziałam, że ktoś w końcu o tym wspomni. Poczułam, że serce znów zaczyna bić mi jak szalone. Jak miałam się z tego wytłumaczyć?
- Przypomniało mi się jak on wtedy mnie uratował.. 
- Rozumiem. Miałaś wobec niego dług wdzięczności? Nie przejmuj się. Ty też go uratowałaś. Poza tym on nie zrobił tego bezinteresownie. 
  Chyba pomyśleli, że nie wierzę w ich wersję dla tego Robin przypomniał mi:
- Słyszałaś co o tobie powiedział? "Nie odbierzesz mi mojej własności". Traktuje cię jak przedmiot. Nic dla niego nie znaczysz. 
  Przytaknęłam. Nie było sensu się spierać. Przecież ma rację. 
- No dobra ludzie. Pogadamy jutro teraz czas się trochę przekimać - stwierdził Cyborg i ziewnął. 
- Zawiezie mnie ktoś do domu? - spytałam odkładając woreczek.
- Zanocujesz u nas jeśli nie masz nic przeciwko. 
  Miałam jakieś wyjście? 
  Znowu nie pójdę do szkoły. Jak tak dalej pójdzie to będę miała poważne problemy. 



***

- Oszukałaś mnie! Zdradziłaś! - krzyczał Slade. 
- Nie, przysięgam!  
  Uciekałam ciemnymi korytarzami. Nagle znalazł się tuż przede mną. Nienawidził mnie. Żałował, że mnie uratował. 
- Widzisz, jesteśmy do siebie bardzo podobni. Ty też ciągle kłamiesz. 
  Uderzył mnie. Upadłam.
 Obudziłam się z krzykiem. Czy to możliwe żeby przez sen płakać? Po policzkach leciały mi łzy. Ostatnio  dużo płaczę. Nigdy nie miałam takich realistycznych koszmarów. 
  Drzwi do pokoju otwarły się z hukiem. Robin wbiegł ubrany w biały podkoszulek i szare dresy. Mimo to miał założony pas i był gotów użyć broni. 
- Co się dzieje?
  Zaczęłam pospiesznie wycierać łzy. Nie chciałam żeby uznał mnie za tchórza który beczy z powodu złego snu. Zasnęłam w ubraniach od Slade'a. 
- To tylko zły sen, przepraszam jeśli cię przestraszyłam - wymamrotałam. 
- Nie, nie przestraszyłaś - uśmiechnął się. 
  Odwróciłam twarz w kierunku ściany. W porównaniu do niego byłam taka brzydka i nijaka, że nie chciałam żeby na mnie patrzył a szczególnie z rana kiedy jestem nieumalowana. Gdybym wyglądała jak Gwiazdka lub Raven na pewno nie musiałabym się tym martwić. 
- Nie bój się. Nic ci tu nie grozi - powiedział cicho Robin. Chyba pomyślał, że mnie przestraszył.  
  Nie byłam w stanie mu odpowiedzieć. 
  Przysiadł się obok mnie. 
- Hej, nie płacz. O co chodzi? 
- Ja.. nie chcę żebyście się przeze mnie kłócili. - wypaliłam nadal przyglądając się ścianie. 
- Nikt się przez ciebie nie kłóci. Chodź nie becz - pociągnął mnie za rękę.
  Wstałam. Zaprowadził mnie do kuchni. Usiadłam na krześle.
- Na co masz ochotę? - spytał otwierając lodówkę. 
  Zaburczało mi brzuchu. Zaczerwieniłam się a on się zaśmiał. 
  Wyciągnął ser, masło, szynkę i pomidory. 
- Mogę to zrobić jeśli e.. jesteś zmęczony - zaproponowałam. 
- W końcu to ja tu jestem gospodarzem no nie? 
  Obserwowałam jak jego umięśniona sylwetka krząta się po kuchni. Byłam taka głodna, że nie miałam ochoty podziwiać jego urody. Dobra, nie. Mogłabym się na niego gapić cały czas. 
 Słońce już wzeszło. Zapowiadał się pogodny dzień.
- Może opowiesz coś o sobie? Cały czas milczysz a Bestia twierdzi, że świetnie się z tobą rozmawia - powiedział stawiając przede mną talerz apetycznie wyglądających kanapek. Miałam ochotę rzucić się na nie wszystkie ale powstrzymałam się. 
- Co tu opowiadać? Spójrz na mnie, zanudziłabym cię na śmierć - mruknęłam. 
- Patrzę - uśmiechnął się  siadając na przeciwko. 
  Zakręciło mi się w głowie. Nie wiem czy to z głodu, z nadmiaru emocji czy przez urodę Robina. Może przez to wszystko razem wzięte? 
- Może pierw coś zjesz. Wyglądasz jakbyś miała zaraz zemdleć - podsunął mi talerz. 
  Zaczęliśmy jeść, a Robin opowiedział mi szczegółowo co się wczoraj wydarzyło. 
  Otóż na początku nie rozumiał co  mówiłam. Ale po namyśleniu się wszystko zrozumiał. Bestia prawie dostał zawału a Cyborg robił co mógł żeby złamać systemy obronne w kryjówce Slade'a. Musieli pokonać  roboty przy wejściu. Resztę znam.
- Jeszcze raz ci dziękuję za to co dla mnie zrobiłaś.  
  Wypiłam resztę herbaty. 
- Nie ma sprawy. Ty byś zrobił to samo.
- Z tą różnicą, że ja bym miał jakieś szansę na wygraną. I nie stałbym zasłaniając cię własnym ciałem i prosząc grzecznie o spokój. 
 Zaczęliśmy się śmiać. Dobra, cofam wszystko co o nim myślałam. Bardzo go lubię.  



*** 




 Nie mogę się z tym pogodzić. Nie powinno tak być. W tej chwili powinnam być w szkole, śmiać się z Julią i wyzywać Josha. Uczyłabym się i razem z koleżankami byłybyśmy przerażone niezapowiedzianym sprawdzianem z matematyki. Wracając do domu nie bałabym się własnego cienia. Zjadłabym coś, odrobiła lekcje. Cały wieczór oglądałabym głupawe seriale albo czytała książki. Wyszłabym gdzieś z Julią (bez Josha..) albo porozmawiałabym z Claudią. Tak powinien wyglądać mój dzień. 
 A co ja robię? Siedzę na kanapie w salonie Tytanów. Ściana przede mną jest wielką szybą i mam okazję podziwiać piękny widok. Słyszałam jak Robin sprząta po śniadaniu. Wkładał talerze do zmywarki. Dochodziła dziesiąta, ciekawe kiedy reszta drużyny się obudzi. 
 Pomyślałam o mamie i bracie. Jak ja im to wszystko wyjaśnię? Te ciągłe zniknięcia, nieobecności w szkole, moje dziwne zachowanie? Czy już niedługo zniknę z ich życia raz na zawsze? Sprawię im przez to tyle bólu.. Najważniejszym osobom w moim życiu. A co z Claudią i Julią? Je także muszę stracić? Znowu zebrało mi się na płacz. 
 Dostrzegłam kątem oka jak Robin się przysiadł. 
- Czemu jesteś taka smutna?
  Westchnęłam. Nie miałam pojęcia jak mu to wytłumaczyć. 
- Czuję się trochę zagubiona. Boję się o moich bliskich - powiedziałam cicho. 
- Nie masz się czego bać. Nic im się nie stanie - zapewnił mnie. 
- Wiem, jesteście w stanie ich obronić. Boję się, że będę musiała zniknąć, zostawić wszystko.. Rodzinę, dom, przyjaciół i szkołę.. - głos mi się załamał.
- Nie martw się. Będzie dobrze. 
 Usłyszeliśmy dźwięk otwieranych się drzwi.
- O, witam, witam - powiedział Cyborg i skierował swoje kroki w kierunku lodówki. 
  Za nim do pokoju weszła Raven. Jej piękne oczy z tą samą obojętną miną jak zwykle przyjrzały mi się. Po chwili przysiadła się do nas. 
- Czuję, że czymś się martwisz. 
  Nie wiem czy to pytanie czy stwierdzenie bo zadała je tym swoim znużonym tonem. Jej piękna twarz była nieprzenikniona, pozbawiona emocji. W tym swoim niebieskim płaszczu wyglądała bardzo tajemniczo. 
- Chodzi o rodzinę - wyjaśnił Robin. 
  Raven przyjrzała mi się uważnie. Chyba chciała mnie jakoś pocieszyć, ale nie wiedziała jak więc tylko poklepała mnie przyjacielsko po ramieniu. Bestia miał rację. Jest dobrą osobą tylko nie okazuje uczuć. 
- Je ktoś coś? - zapytał Cyborg. 
- Kawę - mruknęła Raven. 
  Miałam okazję przyjrzeć się jej uważnie z bliska. Jej oczy były takie piękne! Duże, niebieskie.. Włosy też miała ładne. Była strasznie blada, chyba nawet jaśniejsza ode mnie. Ciekawe jakby wyglądała gdyby się uśmiechnęła. 
- Kawka jest - zaśpiewał Cyborg krzątając się po kuchni. 
- Co to za tajna narada bez naszego udziału? - spytał Bestia. 
 Ruszył w kierunku kuchni natomiast Gwiazdka podeszła do kanapy. Miała na sobie minispódniczkę i top. Jej rudawe włosy lśniły w świetle poranka. Zielone oczy patrzyły na mnie z niechęcią. 
- Spodobały ci się ciuchy od Slade'a? 
- Nie.. Ja nie miałam innych na zmianę - wymamrotałam przerażona. 
- Och, to pewnie Robin ci jakieś pożyczy - powiedziała krzywiąc się. 
  O co jej chodzi? Przecież taki ktoś jak Robin w życiu nie chciałby być z kimś takim jak ja! Niech spojrzy na siebie, jest idealna. Łzy które do tej pory powstrzymywałam pod wpływem smutku wypłynęły. 
  Robin popatrzył na mnie. Zdenerwował się i wstał.
- Nie wiem o co ci chodzi, Gwiazdko! Nie widzisz w jakim ona jest stanie? Mogłabyś sobie darować te uwagi! - krzyknął i wyszedł wściekły. 
  Raven z tą samą niewzruszoną miną znowu poklepała mnie po ramieniu. Wstała i poszła po swoją kawę. Cyborg nie wiedział jak się zachować i zaczął w pośpiechu jeść  śniadanie. Bestia dosiadł się do mnie i mruknął:
- Nie przejmuj się. 
  Gwiazdka zasmuciła się.
- Przepraszam, nie chciałam ci aż tak dokuczyć. Proszę nie płacz - powiedziała. 
- Nie ma sprawy - szepnęłam. 
  Bestia mnie objął. Pod wpływem jego ciepłego ramienia moje troski uleciały gdzieś w dal. Przez chwilę był tylko on, mój przyjaciel. Mam wrażenia, że jako jedyny z całej piątki naprawdę mnie lubi.  




------------------------------------------------------------
Witajcie moi drodzy! 
Jak to szybko czas leci :o Już 10 notka a mi się wydaję że dopiero co założyłam tego bloga. Jak wam się podoba? Dziękuję za wszystkie komentarze <3 
Pozdrowionka :*



poniedziałek, 20 kwietnia 2015

9.



  Znajdowałam się w.. Nie wiem jak to nazwać. Jakiś podziemnych komnatach? Wszędzie tu było pełno drogiego sprzętu, jakieś ekrany i wielki ozdobny tron. Podejrzewałam, że w innych pomieszczeniach znajdują się jakieś normalne pokoje. 
  Przede wszystkim było tu bardzo mroczno i tajemniczo. Ciarki przeszły mi po plecach. 
- Rozgość się, mała - rzucił Slade. 
  Położyłam moją torbę na ziemi. Slade rzucił we mnie jakimiś ubraniami. 
- Załóż to.
  Popatrzyłam się na niego zdezorientowana. Wybuchnął śmiechem. 
- Nie, nie przy mnie. Idź tam i się przebierz. 
  Pobiegłam we wskazanym kierunku. Ale dziwne ciuchy.
  Założyłam czarne spodnie z wieloma kieszeniami po bokach. Znajdowały się w nich jakieś dziwne przedmioty z takim samym S jak na moim naszyjniku. Wsunęłam na stopy ciężkie buciory.  Następnie założyłam pomarańczowo czarny podkoszulek. Na lewej piersi było naszyte ozdobne S. 
  Założyłam czarną kurtkę i związałam włosy w warkocz. 
  Pobiegłam do Slade'a. Przyglądał się mapie na jednym z wielkich ekranów. Zaznaczone małe M na moim domu! 
- Co to jest? - wyrwało mi się. 
- Twój naszyjnik to naprawę lokalizator. Pozwalał mi śledzić cię. - odparł bez skrępowania. 
 Jeżeli myślałam, że Tytani mnie przed nim obronią to byłam w błędzie. Nikt mnie przed nim nie obroni. Ja nie mam wyjścia. Albo będę  robiła to co on chce albo..
- Do twarzy ci w tym kostiumie. 
- Dzięki - mruknęłam mając nadzieję, że usłyszał nutkę niechęci w moim głosie. 
- Nie traćmy czasu. Zacznijmy trening! 
  Tak, świetny pomysł! Porządne siniaki to to na co zawsze mam ochotę!
- Co wolisz najpierw? Uczymy się panować nad twoją mocą czy tradycyjne metody? 
  Pomyślałam o tym, że jeśli się zapędzę to możemy zostać żywcem zakopani pod ziemią.
- Wolę tradycyjne metody walki jakieś no czy ja wiem ee.. 
  Zachwycony stanął na przeciwko mnie. 
- W tym akurat jestem mistrzem. 
- Zawsze się tak przechwalasz - mruknęłam. 
  Zaśmiał się. Zaczął  mi demonstrować jakieś chwyty. Potem pokazywał jak należy odpierać atak. Poczułam się jakbym była na jakimś treningu czy czymś takim. 
- Teraz ty zaatakuj mnie. 
- To głupie. I tak nic ci nie zrobię.
  Westchnął zniecierpliwiony. 
- Chodzi o to żebyś nauczyła się chwytu. 
  Dobra. Co mi szkodzi. Jak mi odda to wyląduję połamana w szpitalu. 
  Zacisnęłam pięść i wycelowałam w jego w twarz. Z łatwością zatrzymał moją dłoń. Wiem, że to nie przepisowe ale chciałam mu dołożyć, zamachnęłam się lewą ręką. Ją również teraz trzymał. Spojrzał mi w oczy. Jego uścisk był tak silny, że nie mogłam się ruszyć. 
   Czułam, że robię się cała czerwona. 
  Uśmiechnął się. 
- Zabieraj od niej te łapy!!! 
  Robin? Przybyła tu cała piątka. A jednak zrozumiał! Udało im się namierzyć kryjówkę Slade'a! Spojrzałam na niego. Objął mnie w talii i ukrył za sobą. Bronił mnie. 
- Jak się tu dostaliście? Jak przedarliście się przez moje systemy obronne!!! 
  Nie widziałam go nigdy tak wściekłego. Złapał mnie za rękę. Wyjął przedmiot podobny do pilota i nacisnął guzik. Pojawiły się straszne, wielkie roboty. Było ich tak dużo.. Jak piątka nastolatków sobie z nimi poradzi? 
- Walczcie! - krzyknął Slade i zaczął biec pociągając mnie za sobą. 
  Nie ruszyłam się z miejsca. Nie mogłam pozwolić, żeby Tytanom coś się stało. 
- Chodź! Musimy iść! 
  Patrzyłam się na niego szeroko otwartymi oczyma. Nie miałam pojęcia co robić. Usłyszałam jak Tytani walczą. Slade warknął i pociągnął mnie za sobą. Zaczął biec. 
- Stój!!! - przed nami pojawił się Robin. 
   Przerażona patrzyłam jak walczą. Stres mnie sparaliżował. Rozejrzałam się. 
  Cyborg i wielki, przerażający tygrys walczyli z robotami. Tak samo jak Raven i Gwiazdka. 
- Nie odbierzesz mi mojej własności, Robin! Nie tym razem! 
  Robinowi krew polała się z nosa. Przegrywał. Slade pchnął go brutalnie na ścianę. 
- NIE!!! - krzyknęłam. 
  Stanęłam między nimi. Rozłożyłam szeroko ręce. Chciałam obronić chłopaka. 
- Odejdź. Nie zmuszaj mnie, żebym cię uderzył. 
- To ty zostaw go w spokoju! 
  Przyglądał mi się zrozpaczony. Chyba naprawdę nie chciał zrobić mi krzywdy. Odepchnął mnie mocno aż upadłam. Rozbiłam sobie kolano. 
  Robin podniósł się a jego przeciwnik znów go uderzył. Podbiegłam do chłopaka i przycisnęłam do ściany. Zasłoniłam go własnym ciałem. 
  Slade przyglądał mi się rozdarty. Uderzył mnie w  twarz. Ale byłam uparta i nadal stałam pomiędzy nim a Robinem. 
- Odejdź. To jest nasz wróg. 
  Pokręciłam przecząco głową. Slade wymierzył mi kolejny cios tylko jeszcze  mocniejszy. Miałam wrażenie, że płonie mi policzek. Łzy stanęły mi w oczach. 
 Usłyszałam przeraźliwe warczenie i wielki tygrys rzucił się na Slade'a.  
 Złapałam Robina który był cały we krwi. Stracił przytomność. Chciałam go unieść ale nie miałam siły. Położyłam go delikatnie na podłożu.
  Slade był przeraźliwie poszarpany. 
- Bestia! Zostaw go! 
  Zwierzę popatrzyło na mnie jakbym postradała zmysły. 
- Ucieknijmy stąd ale nie rób mu krzywdy. 
  Tygrys nie miał zamiaru mnie posłuchać. Na miękkich nogach podeszłam bliżej. 
- Błagam. Zrób to dla mnie - łzy ciekły mi ciurkiem po bolących policzkach. 
  Zwierzę dało za wygraną i odeszło. Podbiegłam do Slade'a.
- Przepraszam za wszystko.. 
  Chwycił mnie za dłoń. 
- Nigdzie nie pójdziesz. 
  Bestia zawarczał. Musiał mnie puścić. 
  Gwiazdka złapała nieprzytomnego Robina i wyleciała z nim w kierunku wyjścia unikając robotów. Raven polecała za nimi, natomiast ja, Cyborg i Bestia biegliśmy. O dziwo, roboty nie robiły mi krzywdy. Spojrzałam po raz ostatni przez ramię. Slade patrzył się prosto na mnie. Wściekły to za mało żeby opisać jego wygląd. 

wtorek, 14 kwietnia 2015

8.




    Nie wiem gdzie się znajduję. Nie wiem która jest godzina, jak jest dzień tygodnia. Jedyne co pamiętam to płomienie, dym i przerażone dziecko które trzymałam. Wyniosłam chłopca. Udało mi się. Dalej chyba zemdlałam. 
 Poczułam, że mam coś wbite w rękę. O nie, jeżeli to jest kroplówka to chyba się zaraz.. 
- Nie ruszaj tego - nakazał mi ktoś. 
No nie.. Spodziewałam się, że zastanę u mojego boku mamę i Adama a tu na dzień dobry takie powitanie. Otworzyłam powoli oczy. 
  Leżałam w szpitalu. Małe pomieszczenie, z białymi ścianami. Brak ozdób czy chociażby firanek. Zerknęłam na kroplówkę z której sączył się jakiś płyn. Fuj. 
  Ze zdziwieniem zauważyłam, że jest już noc. To dlatego nie ma przy mnie rodziny! Pewnie siedzieli całe popołudnie i poszli się choć trochę przespać. 
  Ale co tu robi Robin? Czy on w ogóle śpi? Siedzi sobie obok mojego łóżka a w ręku trzyma ten mały przedmiot z T. 
- Wiesz, nie chcę być niegrzeczna ale.. - zaczęłam zakłopotana. Znowu przypomniała mi się ta cała akcja w wieży Tytanów. 
- Twoja mama i brat niedawno poszli. Młodemu już oczy same się zamykały. Powiedziałem, że ja i drużyna jesteśmy twoimi przyjaciółmi i jeszcze chwilę zostaniemy.
- A gdzie są wszyscy? 
 Popatrzył na mnie zmieszany. Chyba nie chciał mi wyjawić prawdy. 
- Gwiazdka i Raven były zmęczone i zabrały się z Cyborgiem do domu. Ja z Bestią zostaliśmy. 
 Kiwnęłam głową. Zaczęłam wyobrażać sobie różne niemiłe scenariusze dotyczące moich relacji z Gwiazdką. Miałam wrażenie, że dla niej jestem już skreślona. 
- Mela, obudziałaś się już! - Bestia podbiegł do szafki i położył na niej wodę. Uścisnął mnie z całej siły aż zabrakło mi tchu. Nie wyglądał na tak silnego. 
  Miło, że chociaż on mnie lubił. Jego zielone oczy przyglądały mi się uważnie. 
- Ej, uśmiechnij się. Zachowałaś się jak prawdziwa bohaterka, ocaliłaś człowieka. 
  Podniosłam kąciki ust. Wyszedł z tego jakiś dziwny grymas. Chłopcy zaśmiali się głośno.
- Kiedy mogę stąd wyjść? 
  Przypomniałam sobie ile mam teraz zaległości w szkole i zrobiło mi się słabo. Jakie ja będę miała oceny? Czy w ogóle w tym tygodniu pojawię się w szkole? 
- Chcieliśmy ci coś zaproponować - zaczął Bestia. 
- Nic nie jest do końca ustalone z resztą drużyny! - warknął Robin. 
- Nie?! Chodzi ci o Gwiazdkę? To mamy jeden do czterech! 
  Miałam ochotę schować się pod kołdrę. Znowu się z mojego powodu kłócili. 
- Nie, nie chodzi o nią! Dobrze wiesz, że ja jeszcze się nie wypowiedziałem na ten temat! 
  Bestia zmierzył go pełnym pogardy spojrzeniem.
- I jak zwykle ty masz rację! I twój głos jest najważniejszy! 
  Robin wstał. Napiął mięśnie a jego policzki zarumieniły się lekko. 
- Możesz przestać zachowywać się jak gówniarz? 
- Kurwa! Możesz przestać zachowywać się jak gbur? 
  Robin minął go i wyszedł. Nawet na mnie nie spojrzał. Zabolało mnie to, że sprawiam im tyle problemów. Muszą się przeze mnie kłócić a w końcu są przyjaciółmi. To moja wina. 
  Bestia usiadł na miejscu Robina i uśmiechnął się do mnie jakby sytuacja przed chwilą nie miała miejsca. Byłam smutna więc spuściłam wzrok na swoje splecione na kołdrze dłonie i szepnęłam:
- Nie chcę, żebyście się przeze mnie kłócili. 
  Chłopak machnął tylko lekceważąco ręką.
- Nie przejmuj się niczym. Ja i Cyborg już cię lubimy, przekonam Raven a Robin jest taki poważny i skupiony na pracy, że przez to wydaje się być poważny. Ale zobaczysz to świetny przyjaciel na pewno się do ciebie przekona. 
Czemu nic nie wspomniał o Gwiazdce? Postanowiłam nie zaprzątać sobie tym głowy i pobyć trochę z Bestią. Bardzo go polubiłam. 
   Straciłam poczucie czasu. Świetnie nam się rozmawiało. Wyżalił mi się, że nikt nie rozumie jego bycia wegetarianinem i Cyborg na złość kpi z tofu. Raven wydaję się być nieprzyjemna i zamknięta w sobie, ale jest kochaną przyjaciółką. Widać było jak na myśl o niej Bestia uśmiecha się szeroko. Musiał naprawdę ją lubić. 
  Kolor nieba zmieniał się powoli. Poranek. Promyki słońca nieśmiało wpadły do pokoju oświetlając go delikatnie. 
- Będę się zbierał. 
  Przestałam się uśmiechać bo  nagle coś sobie uświadomiłam.  
- Skoro Robin pojechał swoim motorem a Cyborg samochodem jak ty wrócisz? - spytałam martwiąc się jak dotrze na drugi koniec miasta. 
- Mel, proszę nie rozśmieszaj mnie. Skąd się wzięło moje pseudonim? 
  Mój pozbawiony snu mózg pracował w zwolnionym tempie. Coś tam świtało w zakamarkach mojej pamięci ale nie wiedziałam co. 
- Jakie zwierzątka są najsłodsze? 
- Hmm... chyba kotki. - Julia ma kotka i jest uroczy. 
 Po chwili Bestia zniknął. Dosłownie wyparował. Podniosłam się z łóżka. Tam gdzie przed chwilą był mój kolega stał teraz uroczy, malutki kociak. Miał bardzo rozumne spojrzenie. Jego oczy były w odcieniu zieleni.
- O ja nie mogę! - wyrwało mi się. 
  Nie zdążyłam mrugnąć a zamiast zwierzaka stał człowiek. 
- Jak ty to.. 
  Zaśmiał się tylko. 
- Na początku jest trudno, ale później się przyzwyczaisz. - powiedział i otworzył szeroko okno. 
 Chwilę później obserwowałam jak duży, piękny orzeł szybuje na tle wschodzącego słońca.


***


  To było do przewidzenia. Mama chcąc żebym odpoczywała załatwiła mi wolne. Super. Siedziałam od trzech dni w pokoju i nadrabiałam zaległości. Kiedy nie uczyłam się to zazwyczaj spałam albo jadłam. Mam już tego serdecznie dosyć. 
  Jest niedziela a ja siedzę na łóżku z książką od matematyki na kolanach i staram się zrozumieć cokolwiek. Te zadania nie były chyba aż takie trudne. Łatwiej by było z pewnością gdybym była na zajęciach ale cóż.. 
  Rzuciłam podręcznik na podłogę. Nie mam już siły. Taka piękna pogoda, maj, jest cieplutko. Wyszłabym sobie przed dom.. 
- Wszystko w porządku, Melciu? - spytała mnie zatroskana mama. Sprzątała kuchnię. 
- Tak, idę się przewietrzyć. 
  Ona i Adam traktowali mnie ostatnio jak królewnę. Gazeta napisała o tym co zrobiłam. Matka uratowanego dziecka udzieliła wywiadu. "Siedemnastolatka w niewiadomy sposób uratowała chłopca z płonącego budynku". 
  Usiadłam na krześle ogrodowym. Miałam na sobie czarne leginsy i zielony podkoszulek. Włosy związałam w koka. Słońce rozlewało się po moich policzkach, ramionach, przenikało materiał bluzki.. 
  Kiedy zasnęłam? To jest irytujące zasypiać w najmniej odpowiednich momentach. Otworzyłam oczy. Słońce już zachodziło. 
  Zamiast się uczyć spałam. Wszystko wskazuje na to, że przez moje lenistwo będę miała jak najgorsze stopnie. 
- Witam bohaterkę. 
  Poczułam jakby do żołądka ktoś wyspał mi lód. Serce zaczęło mi bić jak szalone, poczułam kropelki potu na czole. Nie wzięłam ze sobą telefonu. 
  Slade stał tuż nade mną. Nie zdążyłabym pobiec. Poza tym w środku była moja rodzina nie mogłam ryzykować. 
- Przemyślałaś już moją propozycję?
  Dobra, trzeba odpowiedzieć tak, żeby mojej rodzinie nic nie groziło. 
- Jeszcze ee.. nie. 
  Skrzywił się. 
- Ile nasza malutka Melcia potrzebuje czasu? 
   Nie mogłam się ruszyć. Przygryzłam dolną wargę.
- Wstawaj. Jedziesz ze mną. 
  Co miałam odpowiedzieć? Oczywiście, że nie chciałam. 
- A co z moją rodziną?
- Głupiutka, od dzisiaj ja jestem twoją rodziną. 
  Wstałam. Myśl, Melanie. Co możesz zrobić? 
- Ja ee.. muszę iść po swoje rzeczy - zaśmiałam się sztucznie. Nie było to zbyt przekonywujące. 
  Ruszyłam do domu. Mama szła jutro rano do pracy więc już spała. Adam zasnął na kanapie. Ścisnęło mnie w  gardle. Kiedy ich zobaczę? Najważniejsze jest to, że są bezpieczni. Nic innego się dla mnie nie liczy. Slade ma ich zostawić w spokoju.
 Wpadłam do pokoju. Wzięłam dużą torbę i wpakowałam tam jakieś ubrania. Nie patrzyłam nawet co biorę. Chodziło o komórkę którą ukryłam między odzieżą. 
  Wiedząc, że nie mam za dużo czasu zbiegłam na dół. 
- Pozwolisz, że cię wyręczę? - wyrwał mi torbę i prowadził jak więźnia do samochodu. 
  Uśmiechnęłam się sztucznie. Nigdy w życiu się tak nie bałam. 
  

***



   Pędziliśmy samochodem jak na wyścigach. Miałam wrażenie, że z nerwów zaraz zemdleję. Trzymałam na kolanach torbę.
- To wielki moment dla nas. Wyobrażasz sobie? Od teraz jesteśmy niepokonani!
  Kiwałam głową udając, że go słucham. Myśl, Mel. Jak możesz.. Ej, to jest myśl! 
- Slade, czy mogłabym.. zadzwonić do mamy i ją uprzedzić, że mnie nie będzie? 
- Oczywiście, królewno. Tylko nie za długo. 
  Patrzyłam jak jego dłonie mocniej zaciskają się na kierownicy. Chyba nie chciał żebym kontaktowała się z bliskimi mi osobami. 
  Błagałam, żeby akurat teraz nie patrzył w moim kierunku. Wyciągnęłam telefon, wybrałam numer Tytanów. Odwróciłam głowę w kierunku szyby i przycisnęłam telefon jak najmocniej do ucha. Dobrze, że w radiu leciała jakaś głośna piosenka. 
- Halo? - usłyszałam zaniepokojony głos Robina. 
- Cześć mamo - szepnęłam. 
- Zgłupiałaś? 
- Jadę właśnie do kolegi, będę u niego nocować on nazywa się S.. - urwałam - Steve. Wiesz, ten o którym ci mówiłam. U niego w domu. 
- To on, tak? Co się stało? - zażądał wyjaśnień. 
- Oj, mamo nie mogę teraz rozmawiać. Przyjechał po mnie i zabrał mnie do siebie. Kocham cię. Pa - powiedziałam przez łzy. 
  Rozłączyłam się. Nie mogłam wzbudzać jego podejrzeń. Czy namierzą kryjówkę Slade'a? A jeśli on.. mi coś zrobi? Serce wręcz mnie ogłuszało, biło tak mocno, że aż bolało. Nie mogłam powstrzymać łez. Płynęły po policzkach. 
- Nie becz. Nie lubię babskich łez. 
  Wytarłam szybko twarz. Schowałam komórkę. Zaczęłam liczyć wdechy to zawsze mnie uspakajało.
- To najszczęśliwszy dzień w twoim życiu a ty ryczysz? - spytał mnie pełnym politowania głosem. 
- Czasem płaczę ze szczęścia - wyjąkałam zduszonym głosem. 
  Zaśmiał się. Widocznie to, że jestem smutna nie robi na nim żadnego wrażenia. Jedyny mój ratunek był teraz w Robinie który mam nadzieję zrozumiał co chciałam mu przekazać. 


czwartek, 9 kwietnia 2015

7.




    Nie wiedziałam jak zacząć. Wszyscy patrzyli na mnie uważnie. Bestia korzystając z nieuwagi kolegi wyciągnął tofu. Raven wreszcie zaszczyciła mnie swoją uwagą. 
- Ja wczoraj w nocy byłam u siebie w domu i Slade on.. Ja.. Przysięgam, chciałam do was zadzwonić, ale wyrwał mi telefon, bałam się. 
  Zauważyłam jak Robin skrzywił się. Nienawidził Slade'a podobnie jak wszyscy w tym pomieszczeniu. Z resztą nic dziwnego tylko ze mną jest coś nie tak. 
- I tyle? Przyszedł i poszedł? - spytał Cyborg. 
  Bałam się im o tym mówić. To co stało się w tym lesie.. Ja dalej nie mogę tego zrozumieć. 
- On.. On pokazał mi, że.. mam moc.. 
  Zapadła grobowa cisza. Słyszałam ciche buczenie lodówki. Czy Tytani są w szoku? Czy wiedzieli o wszystkim? 
- Mówiłem - krzyknął Robin uderzając pięścią w stół - że coś od niej chce! 
  Raven popatrzyła na niego i pokiwała głową. Widocznie była tego samego zdania. Pozostali byli zszokowani. Widocznie nie potrafili sobie wyobrazić, że ktoś taki jak ja może dysponować jakimiś strasznymi umiejętnościami. Gwiazdka wstała.
- I co? Masz powiedzieć wszystko - zażądała piękna dziewczyna patrząc na mnie niechętnie. 
- Proponował abym się do niego przyłączyła. Powiedział, że razem będziemy niepokonani. 
   Widocznie wszyscy stracili apetyt bo nikt nic nie jadł. 
- Musimy się naradzić - powiedział Robin przeczesując włosy palcami.
  Wstałam. Nie chciałam być w miejscu w którym nie jestem mile widziana.
- A ty dokąd?
- Muszę iść do szkoły - powiedziałam chociaż minęły już dwie pierwsze lekcje i nie miałam zamiaru tam iść. 
- Cyborg, zawieź ją i wracaj jak najszybciej. - rozkazał lider. 
  Ruszyłam za chłopakiem w stronę wyjścia. Szłam tymi przeklętymi korytarzami czując się okropnie. Zdałam sobie sprawę, że nic w moim życiu nie będzie takie same. Z dniem w którym spotkałam Slade'a wszystko się zmieniło. 
  Wsiadając do niebieskiego auta zerknęłam na Cyborga. Bałam się, że jest wściekły, ale nie. Wydawał się być zmartwiony. 
  Przyjrzałam się budynkowi w którym mieszkała piątka młodych ludzi. Jaka to piękna budowla! Wielka wieża w kształcie litery T położona na małej wyspie. Wokoło była woda. Przejeżdżaliśmy właśnie mostem. 
- Czym się martwisz? - spytał mnie mój towarzysz. 
- Że.. Gwiazdka jest chyba na mnie zła. 
  Cyborg pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Groźny przestępca ma cię na swoim celowniku a ty martwisz drobnostkami. 
- Czy moglibyśmy pojechać do mojego domu? 
- Oj, nie znałem cię od  tej strony. Wagarować.. 
   Droga do mojego domu zajęła nam sporo czasu. Nie chciało mi śledzić uważnie trasy. Jedyne na co miałam teraz ochotę to położyć się i nie myśleć o tym co się wydarzyło. 
 Kiedy byliśmy już na miejscu Cyborg powiedział:
- Nie masz się czego bać. Obronimy cię. 
  Pokiwałam głową. Nie o siebie się bałam. 



***


  Czy to możliwe żeby w ciągu kilku dni moje życie stanęło do góry nogami? Nie byłam już tą samą beztroską Melanie którymi jedynymi problemami są sprawdziany i lekcje do odrobienia. Nie byłam tak jak moje koleżanki pogodną dziewczyną mającą przed sobą spokojne wakacje, miłość czy przyjaźń. Bałam się. Czego konkretnie? Mogę przez nieuwagę zrobić komuś krzywdę. Martwiłam się o mamę i Adama. Jak zareagują na moje dziwne zachowanie? Już teraz zaczynają coś podejrzewać. Nie mogłam się na niczym skupić, ciągle o wszystkim zapominałam, snułam się po domu jak blada zjawa. Nie pamiętam kiedy ostatnio się uśmiechnęłam. 
  Slade. Co noc śniły mi się koszmary. Bałam się, że znajdzie jakiś sposób żeby zmusić mnie do służby u niego. Obawiałam się jak na moje zniknięcie mogą zareagować moi przyjaciele i rodzina? Co ze szkołą, co z moją przyszłością? Czy już niedługo będę musiała zmienić moje życie już na zawsze? 
  Te pytania nie dawały mi spokoju. Jestem w pracy, powinnam się skupić jednak nie mogłam przestać nerwowo stukać palcami o blat. Nie myśl o żadnej mocy, o wodzie o niczym.. 
  Usłyszałam krzyki na ulicy. Coś się stało, coś bardzo złego. Wybiegłam na zewnątrz. 
  Sąsiedni budynek palił się. Czerwone płomienie, duszący dym. Ludzie panikowali, widziałam przerażenie w ich oczach. Przepchałam się przez tłum na sam przód. 
   Jakaś kobieta w wieku mojej mamy szlochała. 
- Tam jest moje dziecko. 
  Nie wiele myśląc wbiegłam do budynku. Zasłoniłam usta rękawem bluzy. Dobra, teraz moja moc ma mnie słuchać. Czując się jak skończona idiotka wyobraziłam sobie jak płomienie ognia unikają mojego ciała, rozstępują się. Zamknęłam oczy, zaczęłam machać ręką. Rozchylając powieki zauważyłam, że jakimś cudem to działa. Ja nie mogę! 
  Dobra, nieważne. Pobiegłam kilkanaście metrów krztusząc się dymem. 
  Moim oczom ukazał się przerażający widok. Chłopczyk stał na wysokiej komodzie która była cała w ogniu. Mały zanosił się płaczem. To jakiś cud, że przeżył, pomyślałam. 
  Oczy łzawiły mi niemiłosiernie. Podchodząc to komody zauważyłam, że nie czuję żaru ognia. Czy to możliwe, że żywioł jest mi posłuszny? Zdjęłam bluzę zostając tym sposobem w samym czerwonym podkoszulku. Wzięłam dziecko na ręce,zasłoniłam mu nos i usta bluzą. 
  Odwróciłam się. Wstrzymałam oddech. Ledwo co widziałam przez te łzawiące oczy. Mrugnęłam kilkakrotnie. Wyobraziłam sobie ustępujące płomienie. Nic się nie działo. Nagle poczułam żar na plecach. Szybciej, szybciej! Oderwałam jedną rękę od ciała chłopca i zaczęłam machać, zamknęłam oczy, błagałam. 
  No ja nie mogę udało się! Nie mam pojęcia od czego to zależy. Przyciskając do siebie przerażone dziecko pobiegłam ile sił w nogach w kierunku wyjścia. Dyszałam mając wrażenie, że zaraz wypluję płuca. Niech wezwą karetkę! 
  Znalazłam się wreszcie na świeżym powietrzu. Nie miałam siły więc uklękłam wypuszczając chłopczyka. Pobiegł do mamy. 
  Uśmiechnęłam się mimo niesamowitego bólu gardła, duszności i łez płynących po policzkach. Jak przez rozmazaną szybę zauważyłam płaczącą z radości matkę tulącą  dziecko.
  Jedyne co pamiętam dalej to chłód asfaltu pod moimi policzkami. 

sobota, 4 kwietnia 2015

6.


  Patrzyłam na niego jakby przemawiał do mnie w obcym języku. Ja nadal nic z tego nie rozumiem! Nie jesteśmy w żadnym komiksie, serialu czy czymś takim. Jestem siedemnastoletnią uczennicą a nie bohaterką. Czy to do niego nie dociera? 
- Musiałeś pomylić osoby - powiedziałam stanowczo. 
 Pokręcił przecząco głową. 
  Przypomniałam sobie kilka dziwnych sytuacji. Wybuchające hydranty, nagły wiatr, ogień który nienaturalnie szybko się rozprzestrzenia. Ale przecież to niemożliwe, żebym to ja była temu winna! Co ja niby mogę? 
- Kontrolujesz ogień, wodę, powietrze i ziemię - powiedział rozbawiony Slade. 
  Miałam wrażenie, że zaraz oczy wylecą mi na trawę. O czym on mówi? Byłam w takim szoku, że zapomniałam, że mam być obrażona i się go bać. Nic z tego nie zrozumiałam. Nie, to niemożliwe. To niedorzeczne. To nie może być prawda!
- Rozumiesz już jaki wielki dar posiadasz? 
  Nie mogłam się ruszyć. Nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Stałam sparaliżowana, nie mogąc uwierzyć  w to co słyszę. Nie gram przecież w żadnym serialu o superbohaterach! 
  Ale jeśli to jakimś cudem jest prawda, to... Muszę się nauczyć to coś kontrolować! Jeżeli zrobię komuś krzywdę? Pomyślałam o pożarach, powodziach i innych kataklizmach. Muszę robić wszystko aby im zapobiec tylko jak? 
  Nie miałam zielonego pojęcia jak się steruję moją mocą. Co to za głupota!
- Broń się!
  Co?! Jak mam się bronić przed silnym mężczyzną? 
  Przerażona zrobiłam kilka kroków w tył i rozpaczliwie zamachałam ręką. Jeden z wielkich kamieni stojący nieopodal wzbił się w powietrze i niczym wystrzelony z procy mknął ku mojemu przeciwnikowi. 
  Slade zrobił unik. Uff.. dobrze, że nie zrobiłam mu krzywdy. 
   Ja? Może jestem chora psychicznie? Przecież to nie jest możliwe, takie coś zdarza się w..
- Żałuj, że nie widzisz teraz swojej miny. 
  Zawsze coś było ze mną nie tak. Zawsze byłam inna, ale nie spodziewałam się czegoś takiego! 
- Proponuję ci żebyśmy zostali wspólnikami. 
  Popatrzyłam na niego zdezorientowana. Miałam wrażenie, że gram w  jakimś show z ukrytą kamerą i zaraz ktoś wyskoczy i krzyknie "to tylko żart". Ale na to się chyba nie zanosiło. Przełknęłam nerwowo ślinę. 
- Co miałabym robić? - spytałam. 
  Zaczął chodzić obok  mnie i oglądać jakbym była obiektem na wystawie. Oceniał mnie?
- Na początek musielibyśmy popracować nad twoją mocą. Musisz nauczyć się nią władać. No i oczywiście nauczyłbym cię bronić się tradycyjnymi metodami.. A później moglibyśmy zrobić co tylko zechcemy.. Wyobraź sobie. Całe miasto, cały świat należałoby do nas! Moglibyśmy mieć co tylko zechcemy! Bylibyśmy niepokonani, nikt nie mógłby nas powstrzymać. 
  W jego głosie zabrzmiała ekscytacja. Widać wszystko już zaplanował. Przeznaczył mnie żebym została jego marionetką, żebym wykonywała jego rozkazy i pomagała siać zniszczenie. Łudziłam się, że coś dla niego znaczę! Liczy się tylko moja przeklęta moc! 
  Nie byłam głupia. Nie odmówiłam od razu. Wymamrotałam, że potrzebuję czasu żeby się zastanowić. Slade wydawał się być zachwycony tak jakbym już się zgodziła. 
  Nie chciałam testować mojej mocy. Prawdę mówiąc wolałabym dalej nic nie wiedzieć. Kazałam odwieść się do domu. Jechaliśmy w absolutnej ciszy, tak niesamowicie szybko, że bałam się wyjrzeć przez okno. 
  W mojej głowie walkę toczyły dwa głosy. Jeden kazał mi dzwonić do Tytanów, uciekać jak najdalej się da od tego człowieka drugi kusił mnie propozycją Slade'a. Przed oczyma ukazał mi się piękny dom, należący do mnie, samochód, pieniądze.. Miałabym wszystko co tylko jest na świecie. Za nic nie musiałabym płacić. Pomyślałam również o mamie. Nie musiałaby pracować na nasze utrzymanie. 
  Ale zaraz pomyślałam o przerażonych ludziach. Bezbronnych, niewinnych, krzywdzonych przeze mnie. Jakim jestem potworem! Jak mogłam w ogóle tak pomyśleć! 
  Wysiadłam z auta i zatrzasnęłam drzwiczki z całej siły. Pobiegłam prosto do domu, trzęsącymi się rękoma wyciągnęłam klucz. Oddychałam jak sportowiec po wysiłku, biegłam ile sił w nogach sadząc po dwa stopnie naraz. Kiedy wreszcie znalazłam się w pokoju wyjrzałam przez okno. Samochodu nie było. Odjechał. 
  Chwyciłam telefon. Wybrałam odpowiedni numer. Naciskać czy nie? 
  Po chwili usłyszałam w pełni przytomny głos co było dziwne. W końcu był środek nocy.
- Słucham? - o nie, to Robin. 
- Slade - wymamrotałam czując, że zaraz chyba zemdleję. 
- Jest u ciebie? 
- Nie. Odjechał właśnie. - powiedziałam opierając się o ścianę. Zaczęło mi się kręcić w głowie.
- Już po ciebie jadę.   
  Po mnie? Wyszłam z powrotem przed dom. Popatrzyłam na księżyc i zaczęłam głęboko oddychać. Miałam wrażenie, że zaraz serce wyskoczy mi z piersi. 
  Straciłam poczucie czasu. Nie mam pojęcia ile tak stałam na podwórku. Usłyszałam motor. Wielki, czerwony ze złotym R na boku. 
  Robin zszedł z pojazdu i zdjął kask. 
- Szybko, nie ma czasu - złapał mnie za ramię i pociągnął w kierunku drogi. 
  Usiadłam z tyłu i objęłam go ile sił. Nigdy nie podróżowałam w ten sposób. Zamknęłam oczy i oparłam na nim głowę. Starałam się nie myśleć o tym co przed chwilą się wydarzyło. Przygryzłam dolną wargę z całej siły. Jak ma niby teraz wyglądać moje życie? Miałam się uczyć i iść na studia. Czy moim przeznaczeniem jest służba u Slade'a? Czy mam jakieś inne wyjście? Jak mam nauczyć się kontroli?
- Mogłabyś mnie już puścić? - lodowaty ton głosu Robina brutalnie sprowadził mnie na ziemię. 
- Tak.. - wymamrotałam zdezorientowana. 
  Rozejrzałam się. Byliśmy w dużym garażu w którym stało również auto Cyborga. Zsiadłam niezdarnie. Robin zniecierpliwiony tylko prychnął. 
  Co ja mu zrobiłam, że tak mnie nienawidzi? 
   Szłam długimi korytarzami widząc jedynie jego plecy. Widocznie nie zależało mu żebym za nim nadążyła bo szedł bardzo szybko. 
  Zapalił światło. Jakie pięknie miejsce! Po środku dużego pomieszczenia znajdowała się wielka kanapa, fotele  a po lewej kuchnia z pomarańczowym stołem. Ściana naprzeciwko mnie była oszklona. 
- Co się stało? - spytał Robin odwracając się gwałtownie. 
- Eee.. 
  Zauważyłam, że nikogo nie było. Pozostali członkowie drużyny musieli już spać. Na myśl o odpoczynku zaczęłam ziewać. W końcu byłam na nogach od bardzo długiego czasu. Kiedy ostatnio spałam przepisowe 8 godzin?
- Dobra, pogadamy rano. Chodź, prześpimy się. 
  Wbrew temu, że bardzo się go bałam zaśmiałam się. On również, zakłopotany swoją dwuznaczną wypowiedzią. 
  Przystanęłam na progu nowego pomieszczenia. To chyba był jego pokój, rzucił we mnie jakąś szarą bluzką. 
- Odpocznij sobie - wskazał mi na pokój naprzeciwko.
  Zamknął drzwi. Udałam się we wskazanym kierunku. Zaświeciłam światło. 
  Ładny, schludny pokój z łóżkiem i pustymi meblami. 
  Rozebrałam się z czarnych leginsów i czerwonej koszuli. Założyłam odzież którą dostałam od Robina. To był jego podkoszulek. Był na mnie zdecydowanie za duży. Nic dziwnego skoro on jest taki wysoki i umięśniony. 
  Wczołgałam się pod kołdrę. Nie minęło nawet pięć minut jak zasnęłam. 


***

  Otworzyłam powoli oczy. To był bardzo długi i  realistyczny sen. 
  Rozejrzałam się. Dobra, jednak nie. To rzeczywistość. Wstałam szybko i naciągnęłam na siebie leginsy. Nie chciało mi przebierać koszulki. Robin chyba nie będzie na mnie zły, sam podarował mi swoją odzież. 
  Wyszłam z pokoju. Pełno korytarzy i drzwi a ja nie mam pojęcia gdzie się udać. Może wstąpię do Robina i zapytam go o drogę. 
  Pchnęłam drzwi i wiedziałam, że nie powinno mnie tu być. Ja to mam pecha.. Chłopak stał  w samych bokserkach i przeglądał zawartość szafy. Usłyszawszy mnie odwrócił się. Czułam, że robię się cała czerwona, zasłoniłam oczy dłońmi. 
- Przepraszam - bąknęłam. 
  Czułam jak pod powiekami zbierają mi się łzy. Wiem, że to głupie ale często płakałam ze wstydu lub złości. Odpowiedziała mi grobowa cisza, poczekałam chwilę. 
  Później poczułam bardzo silny uścisk na nadgarstkach. Robin delikatnie odsłonił mi oczy. O dziwo, nie był wściekły tak jak się spodziewałam. Wydawał się być rozbawiony. 
- Spokojnie nie zrobiłaś nic złego, Mel. 
  Po raz pierwszy zwrócił się do mnie w miarę normalny sposób. Może źle go oceniłam i jednak choć trochę mnie lubi? Stał sobie przede mną w samych dżinsach i próbował pohamować śmiech. Pewnie byłam czerwona jak burak. I to zasłanianie oczu jakbym miała pięć lat..
  Starałam nie patrzeć się na jego umięśniony tors i udawałam, że interesuje mnie bardzo wystój wnętrza. Jak mogłam zwracać uwagę na pokój będąc sam na sam z takim chłopakiem jak on?  
  Przyglądałam się zawzięcie brązowej szafce przy dużym łóżku kiedy Robin popchnął mnie delikatnie na korytarz. Na szczęście już założył koszulkę. 
- Idziemy. Opowiesz nam wszystko jak już coś zjesz. 
  Przygryzłam dolną wargę starając się ze wszystkich sił nie myśleć o jego urodzie. Cóż, nie to żebym mogła się pochwalić, że mi się udało. 
-  Czołem drużyna - powiedział wesoło i zajął miejsce przy stole. 
  Raven z tą samą obojętną miną jak zawsze jadła kanapkę. Nawet na  mnie nie spojrzała. Cyborg i Bestia zaśmiali się patrząc znacząco na Gwiazdkę. 
  A niech to! Miałam ochotę uciekać. Dziewczyna przyglądała mi się oburzona. Nie mogła oderwać wzroku od szarej, dużej koszulki. Miałam wrażenie, że ze wstydu płoną mi policzki. 
- Usiądź sobie, mała! Co powiesz na wegetariańskie śniadanie? - Bestia odsunął dla mnie krzesło. Usiadłam i wlepiłam wzrok w swoje dłonie.
- Nikt nie chce wegetariańskiego śniadania! Wszyscy chcą moje kanapki z mięskiem! - krzyknął Cyborg i podbiegł do lodówki. 
- Mela chce coś z tofu! 
  Prawdę mówiąc nie chciałam nic. Przerażona zauważyłam, że Gwiazdka siadła jak najdalej od Robina który nie zwrócił uwagi na jej zachowanie. Popatrzył się prosto na mnie i powiedział:
- To teraz opowiedz co się stało.

 

---------------------------------------------------------------------------- 
Oto i jest 6 rozdział :D Dziękuję wszystkim którzy napisali komentarze do poprzedniego to naprawdę bardzo motywujące :). 
Życzę wszystkim wesołych świąt! 

środa, 1 kwietnia 2015

5.



  Leżałam skulona w kłębek. Dochodziła dziewiąta pora już wstać. Claudia ma przyjechać na obiad. Starałam się przekonać samą siebie, że to w nocy to tylko nic nie znaczący koszmar. Nie ma on nic wspólnego z moimi uczuciami. 
  Poszłam do łazienki żeby wziąć prysznic. Normalnie o tej porze byłabym w szkole. Znowu byłam sama ponieważ mama pojechała na dworzec po kuzynkę a Adam poszedł do szkoły. 
  Jest maj i pogoda dopisuje. Mimo, że nie lubię odsłaniać za bardzo ciała zakładam jasnoniebieską sukienkę na ramiączkach i balerinki. Moje zazwyczaj rozpuszczone włosy splatam w prosty warkocz. Pamiętam jak swojego czasu walczyłam z nimi aby były kręcone. Co rano maltretowałam je lokówką ale poddałam się. Moje włosy są idealnie proste i nic na to nie poradzę. 
  Przyjrzałam się sobie w odbiciu łazienkowego lustra. Zrobiłam głupią minę i zaśmiałam się. Nie było sensu zwracanie uwagi na to ja wyglądam. 
  Zeszłam do małego saloniku i usiadłam na kanapie. Dla zabicia czasu chwyciłam pierwszą lepszą książkę i zaczęłam czytać. Nie mogłam nacieszyć się długo lekturą ponieważ zadzwoniła mi komórka. 
- Halo? - mruknęłam zamykając książkę. 
- Dobrze cię słyszeć, Melanie. 
  Poczułam, że robi mi się słabo. Skąd on do cholery jasnej ma mój numer?! Po co w ogóle do mnie dzwoni?! Nie jestem nikim niezwykłym, w niczym nie mogę mu pomóc. 
- Czego chcesz? - warknęłam.
- Oj. Chyba musimy popracować nad manierami. 
  Ton głosu miał pogodny, chciał się ze mną podroczyć. Co robić? Przecież obiecałam sobie, że kiedy tylko się spotkamy natychmiast mówię o tym Tytanom. Ale z drugiej strony to nie jest spotkanie tylko rozmowa..
- Możesz mi wreszcie wyjaśnić czego ode mnie chcesz? 
- Coś ci się dzisiaj w nocy śniło? 
   Gdybym stała to chyba ugięłyby  się pode mną kolana. Czego on ode mnie chce?! Slade, mów. 
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie. To niekulturalne. - wytknęłam mu. 
- Melcia, czy ty się niczego nie uczysz? Nie robię rzeczy dobrych i kulturalnych. 
  Och, cóż za nowość. 
- Słuchaj, nie mam czasu. Zaraz przyjeżdża do mnie kuzynka i..
- Wiem, mała. Chciałem się tylko upewnić, że nic ci nie jest. Taki talent nie może się zmarnować. - powiedział takim tonem jakby był moim nauczycielem. Jakby właśnie prawił mi kazanie.
- Cholera jaki talent?! - wybuchłam kopiąc stolik do kawy. 
- To niekulturalnie przeklinać a ty na razie jesteś grzeczną dziewczynką. 
   Ja.. 
- Nie łap mnie za słówka!
  Zaśmiał się. 
- Wiesz, jestem trochę zajęty..  
  Przed oczyma stanęła mi wizja jakiś pokrzywdzonych przez niego ludzi. 
- Co robisz?
- Póki co nie udzielam ci takich informacji, ale już niedługo będziemy wiedzieli o sobie wszystko. Tymczasem do zobaczenia, Mel. 
  Dźwięk odkładanej słuchawki. Jeżeli przez niego nie zgłupieję to przysięgam, że coś mu zrobię. Wiem tylko tyle o nim, że jest groźnym przestępcą. Nic poza tym. Wydzwania do mnie, nachodzi  i gada jakieś bzdury. Nic z tego nie rozumiem. Podejrzewam, że Młodzi Tytani wiedzą o co mu chodzi tylko jak zwykle nikt nic nie chce mi powiedzieć! 
- Mel, już jesteśmy! - usłyszałam głos  mamy. 
  Nie byłam w ogóle podobna do mojej mamy. Ona była niska brunetką i miała zielone oczy. Miała szczupłą buzię i ładne pełne usta. Ja miałam buzię okrągłą jak dziecko, wąskie usta i duże oczy. Całkiem inny typ urody. 
 Za moją mamą do domu weszła Claudia. Kurczę już zapomniałam o tym jaka ona jest piękna. I jak w porównaniu do niej beznadziejnie muszę się prezentować. Moja kuzynka jest średniego wzrostu dziewczyną o nienagannej figurze. Typ klepsydry, idealne proporcje. Miała burzę czarnych, gęstych loków. Jej zielonkawe oczy błyszczały wesoło. Pełne usta rozciągnęły się w serdecznym uśmiechu. 
- Mela, jak ja cię dawno nie widziałam! 


***



  Weekend był idealny. Cały piątek siedziałyśmy z Claudią w moim pokoju i rozmawiałyśmy. O szkole, przyjaciołach i chłopakach (no o tym ostatnim głównie ona mówiła).  Mama musiała nas na przymus położyć do łóżek a była już pierwsza w nocy. 
  W sobotę ruszyłyśmy na zakupy a wieczór przesiedziałyśmy razem z Julią w moim ogródku. Julia znała moją kuzynkę bo kiedyś przyjechała do nas na lato i bardzo się polubiły. Dzięki niech będą, że Josh nie przyszedł, mogłyśmy w spokoju poplotkować. 
  W niedzielę grałyśmy z Adamem w gry. Przegrałam wszystkie rundy (jak zwykle) a Claudia śmiała się z mojej miny kiedy młody z łatwością mnie pokonywał. No, przepraszam mam ciekawsze rzeczy do roboty niż ciągłe granie! 
  Kiedy w niedzielę wieczorem nadszedł czas pożegnania uściskałam z całych sił kuzynkę i szepnęłam:
- Następnym razem to ja przyjeżdżam do was. 
  Zaśmiała się. Mama pojechała odwieść ją na dworzec, a ja westchnęłam. Byłam smutna, ponieważ cały czas odpoczywałam a na biurku czekał na mnie stos lekcji. Miałam sporo zaległości ostatnio dużo się dzieje i nie mam głowy do nauki. 
  Weszłam do mojego pokoju i usiadłam przy biurku. Nawet nie zaczęłam a już mi się odechciało. Jeżeli chcę zdać do ostatniej klasy szkoły średniej powinnam chociaż trochę popracować. 
   Nauczyłam się wzorów na matematykę, słówek na hiszpański i napisałam opowiadanie na angielski. To dopiero początek nadrabiania zaległości a  jest już prawie północ! 
  Położyłam głowę na biurku. Uczyć się dalej czy iść już spać? Otwarte na oścież okno skutecznie mnie orzeźwiało. Usłyszałam jak w pokoju obok skrzypnęły sprężyny łóżka. Wszyscy już śpią. 
- No ucz się ucz. - usłyszałam tuż nad moją głową. 
  Mało brakowało a zaczęłabym wrzeszczeć. Przeraża mnie ten człowiek. Siedzi sobie na parapecie mojego okna jak gdyby nigdy nic i uśmiecha się do mnie zadowolony. Za nim błyszczą gwiazdy na tle czarnego nieba. Księżyc oświetlał podwórko. 
- Czego chcesz? - pisnęłam i gwałtownie wstałam. 
  Przeniósł się z parapetu na moje biurko a następnie zwinnie wylądował tuż przede mną. Rozejrzałam się dyskretnie. Telefon leżał na łóżku. Kilka szybkich kroków i zdzwonię. 
- Już czas żebyś się dowiedziała jaki dar posiadasz. 
  Doskoczyłam do łóżka w kilku susach i złapałam telefon. Wybrałam numer "Tytani" i już prawie nacisnęłam zieloną słuchawkę kiedy Slade złapał mnie za nadgarstek. Czy on pakuje codziennie na siłowni? Czemu jest taki silny?
- Puszczaj mnie - warknęłam. 
- Co chcesz zrobić? - szarpnął mną aż mi się w głowie zakręciło. 
  Wyrwał mi telefon. Zobaczył numer i skrzywił się. Rzucił moim telefonem z powrotem na łóżko. 
- Mieliśmy być przyjaciółmi. Co ty wyrabiasz? Robin ci się spodobał?! Przyjaciele są lojalni! 
   Miałam wrażenie, że zaraz mnie uderzy ale nie zrobił tego. Chyba zauważył przerażenie na mojej twarzy. Serce waliło mi niesamowicie szybo a oddech był płytki i niespokojny.  Przez adrenalinę zaczęłam dostrzegać wszystko jakoś wyraźniej.
- Uspokój się - rozkazał mi i zaczął ciągnąć w kierunku okna.
- Wiesz, wolę drzwi. Nie umiem latać - sarkazm w moim głosie sprawił, że odzyskał dobry humor. 
- W porządku. Tylko bez takich numerów więcej. 
  Zeszliśmy po cichutku po schodach. Nie mam pojęcia w jakim celu chce mnie wyciągnąć na dwór ale chyba nie chce mi zrobić nic złego. To bez sensu najpierw mnie ratować a poźniej atakować.  
  Kiedy zamknęłam frontowe drzwi odważyłam się spytać:
- Po co wychodzimy? 
  Nie odpowiedział tylko złapał mnie za przedramię i pociągnął w kierunku czarnego auta. Mimo, że była noc dostrzegłam, że jest drogie. Pewnie kradzione, pomyślałam. 
  Usiadłam w miękkim fotelu i zapięłam się pasem. Nie było sensu protestować i tak zrobi co zechce. Jest silniejszy, szybszy i pewnie mądrzejszy. Może zdążyłabym uciec? Dobra, kogo ja oszukuję biegam tak wolno, że chyba żółw by mnie dogonił.
- Zapnij pas - powiedziałam. Robię to odruchowo.
 Zaśmiał się tylko i włączył radio. Leciała jakaś romantyczna ballada więc wbiłam wzrok w moje roztrzęsione kolana. W co ja się głupia wpakowałam? Jechał tak szybko, że widok za oknem zmienił się w rozmazaną ścianę kolorów. 
- Zwolnij może, co? 
- Może byś łaskawie mi nie rozkazywała? Nie lubię gdy ktoś mówi mi co mam robić. 
- Za to sam lubisz wydawać rozkazy - burknęłam odwracając twarz niczym naburmuszona księżniczka. 
- Malanie, gdybyś wiedziała do kogo mówisz to zemdlałabyś ze strachu. 
- No to mam nadzieję, że umiesz udzielać pierwszej pomocy. - odparłam sarkastycznie.  
   Zatrzymał się. Odpięłam pas i jak najszybciej wyszłam na zewnątrz. 
  Nie mam pojęcia gdzie się znajdowaliśmy. Byliśmy w lesie, w około rosły drzewa, było kilka dużych kamieni a dalej zauważyłam niewielkie jeziorko. Pewnie w dzień było tu bardzo ładnie ale teraz pod osłoną nocy było przerażająco. Może to efekt mojej wybujałej wyobraźni ale miałam wrażenie, że coś zaraz wyskoczy zza najbliższego drzewa.  
- Nie bój się - powiedział mój towarzysz. 
  Ta, łatwo mu mówić.
- Dobra, czy teraz możesz mi wyjaśnić po co mnie tutaj przywiozłeś? 
- Nadal się nie domyślasz? Musisz wreszcie zdać sobie sprawę z tego jaką bronią dysponujesz.