wtorek, 19 stycznia 2016

33.

 Nienawidziłam swojego wyglądu. Od zawsze. Myślałam, że jestem brzydka, gruba i tak dalej. Nie chciałam na siebie patrzeć, dlatego unikałam luster jak ognia. Męczyło mnie robienie makijażu, układanie włosów i przymierzanie ubrań. Na moją i tak słabą samoocenę wpłynął dodatkowo fakt, że nie miałam w ogóle powodzenia u płci przeciwnej. Nie żebym się tym przejmowała. Pogodziłam się z faktem, że raczej nie znajdę chłopaka, nie przeżyję szalonego "love story" i jedyne na co mogę w życiu liczyć to ukończenie studiów, chodzenie do pracy i zajadanie słodyczy przed telewizorem. Przynajmniej nie będę się miała dla kogo odchudzać, myślałam. 
 Ale tej nocy mój punkt myślenia zmienił się diametralnie. Można powiedzieć, że przez ostatnie kilka godzin całkowicie zmieniłam sposób myślenia. O sobie, o przyszłości. Gdyby ktoś powiedział mi "jesteś piękna" zastanawiałabym się czy sobie żartuje. Ale tym razem było inaczej. Kiedy leżeliśmy obok siebie, Robin powiedział "jesteś piękna" a ja po raz pierwszy  właśnie taka się czułam. Tej jednej nocy wszystko pasowało do siebie idealnie. 
 Deszcz siekł w szyby pokoju Robina wybijając rytmiczne werble. Otworzyłam oczy i zerknęłam w bok. Chłopak spał obejmując mnie ramieniem. Westchnęłam i delikatnie wyswobodziłam się z jego objęć. Chwyciłam leżącą  na podłodze koszulkę i szybko się ubrałam. Była na mnie o wiele za duża i pachniała męskimi perfumami. 
- Wariatko, ty zawsze wiesz jak się wpakować w niezły pasztet - szepnęłam nie mogąc odnaleźć spodni. 
 Zerknęłam na zegarek. Dochodziła szósta rano. 
Wzięłam szybki prysznic starając się przekonać siebie, że to co się wydarzyło to nie był sen. Splotłam włosy w warkocz, ubrałam się w dżinsy i sweter. Kiedy znalazłam się wreszcie w moim pokoju spakowałam do plecaka potrzebne podręczniki a bluzkę należącą do Robina ułożyłam na moim łóżku. 
 W kuchni panował taki sam bałagan jak zawsze. Dzisiaj po lekcjach posprzątam, obiecałam sobie. Zjadłam szybko płatki zbożowe, podziwiając deszcz bijący w całą, wielką szybę. Zrobiłam dwie, duże kanapki i spakowałam litrowy sok pomarańczowy.
 Ubrałam się w kurtkę i naciągnęłam kaptur na głowę. Jeżeli będę szybka uda mi się odwiedzić Bestię przed lekcjami.



***
  
 Do szpitala było dosyć blisko. Wystarczyło, że od wieży doszłam do przystanku autobusowego i wystarczyło dwadzieścia minut jazdy żeby znaleźć się przed wielkim, białym budynkiem. Naciągnęłam kaptur, starając się zasłonić twarz przed zimnymi kroplami. Szpital zawsze źle mi się kojarzył, byłam w nim tylko raz i wtedy odeszła ode mnie osoba, którą kochałam. Westchnęłam i pchnęłam drzwi. 
 W środku mnóstwo było osób czekających na swoją kolej, pielęgniarek siedzących za biurkami i uzupełniających dokumentację. Zdezorientowana zaczęłam szukać jakiejś informacji, gdzie mieści się interesujący mnie oddział. 
- Przepraszam, mogę w czymś pani pomóc? - zwróciła się do mnie pulchna pielęgniarka po czterdziestce. 
 Kiedy wyjaśniłam jej o co mi chodzi wskazała mi na schody. 
 Mijałam mdłe korytarze, czułam charakterystyczny zapach lekarstw i środków odkażających. Zawsze bałam się szpitali. Kojarzyły mi się  z cierpieniem. 
 Pchnęłam białe drzwi z mosiężną czterdziestką i zamarłam w przejściu. 
 Bestia spał w niewielkim, białym łóżku podłączony do jakiejś aparatury. Oddychał spokojnie, nawet delikatnie się uśmiechał jakby śniło mu się coś miłego. Raven siedziała obok niego trzymając go za rękę. Wpatrywała się w jego twarz jakby to był najcenniejszy widok na świecie. Raven się uśmiechała. Zaczęłam się wycofywać kiedy dziewczyna podniosła na mnie wzrok:
- Co się działo w nocy? - spytała a uśmiech powoli znikał z jej twarzy. 
 A nic takiego. Po tym jak mój najlepszy przyjaciel został postrzelony w nogę przez mojego byłego przyjaciela wróciłam do wieży w której razem z liderem Młodych Tytanów oddawałam się pewnym czynnościom, które ze względu na swoją specyfikę są dozwolone od osiemnastego roku życia. Naprawdę nic wielkiego.
- Hmm.. spaliśmy - wyjąkałam. W końcu to poniekąd prawda.
Raven kiwnęła głową i przeniosła wzrok z powrotem na śpiącego Bestię. Podeszłam do niej i otworzyłam plecak. Położyłam kanapki i sok na szafce nocnej.
- Dzięki, nie miałam czasu nawet iść po coś do jedzenia - mruknęła Raven.
- Nie ma sprawy. Co z nim? 
 Dziewczyna westchnęła głęboko jakbym zadała niezwykle trudne pytanie. Zmarszczyła czoło, nigdy nie widziałam jej tak zmartwionej.
- Stracił dużo krwi, ale wyjdzie z tego. Lekarze są dobrej myśli. Z nogą też będzie wszystko w porządku, gdyby kula przeszyła tętnicę.. 
 Robiło mi się słabo na samą myśl o tym. James zabiłby Bestię, mimo, że chciał zabić mnie. Nie, to Slade chce mojej śmierci, on tylko wykonuje jego polecenia. Szlag by trafił ich wszystkich.
- Przepraszam za to, że straciłam nad sobą kontrolę i musiałaś mnie powstrzymywać... 
- Nic się nie dzieje - szepnęłam myślami będąc już daleko stąd.
 Pożegnałam się, spojrzałam na nieprzytomnego przyjaciela i naciągnęłam kaptur na czoło. Muszę jeszcze przesiedzieć kilka godzin na lekcjach.



***



  Na angielskim omawialiśmy "Wichrowe Wzgórza", notowałam wszystkie najważniejsze informacje. Podczas matematyki udawałam, że rozumiem wszystkie wyrażenia algebraiczne chociaż była to dla mnie czarna magia. Na hiszpańskim był sprawdzian z gramatyki, na szczęście umiałam podstawy z resztą sobie poradziłam. Podczas przerwy na lunch jadłam kawałek pizzy i wyglądałam co chwilę przez okno, obserwując zachmurzone niebo i mokry, szkolny dziedziniec. Na historii wysłuchałam wykładu o drugiej wojnie światowej, zerkając do podręcznika i podkreślając najważniejsze fragmenty flamastrem. Na wfie graliśmy w koszykówkę. Kiedy wreszcie nadeszła biologia miałam ważenie, że zegar stojący obok tablicy specjalnie porusza wolno wskazówkami. Udawałam skupioną paplaniną nauczyciela na temat fotosyntezy roślin a w rzeczywistości modliłam się o przerwę. Kiedy wreszcie zabrzęczał upragniony dzwonek poderwałam się z miejsca zapominając o zapisaniu pracy domowej. 
 Przemierzając korytarze naciągnęłam na siebie kurtkę, na szczęście przestało już padać. Pchnęłam szkolne drzwi i wyszłam na zachmurzony dziedziniec. Z powodu tłumu miałam początkowo trudności ze zbiegnięciem ze schodów ale w końcu mi się udało. 
 Wreszcie wolna. Chciałam już skierować się w kierunku przystanku autobusowego kiedy mój wzrok padł na znany, czerwony motocykl. Serce zaczęło mi bić dwa razy szybciej niż normalnie. 
- Hej, czy on chodzi do naszej szkoły ? - usłyszałam pytanie niskiej drugoklasistki.
 Robin, ubrany w jasne dżinsy i skórzaną kurtkę szedł w moją stronę. Nie uśmiechał się, minę miał zatroskaną. Dostanę chyba przez niego zawału. Jeżeli stan Bestii się pogorszył to chyba zacznę tutaj płakać.
- Co się stało? - spytałam przerażona poprawiając nerwowo plecak na ramieniu.
- A coś się musiało stać? - spytał zdziwiony unosząc brwi - przyjechałem tylko po ciebie.
- A.. dobra - bąknęłam cała czerwona opuszczając wzrok na moje buty. 
 Przypomniały mi się te wszystkie sceny z ubiegłej nocy. 
- Myślałem, że po tym co się między nami wydarzyło nie będziesz już się bała - uśmiechnął się rozbawiony moim zachowaniem. 
 Przełknęłam nerwowo ślinę starając się nie pamiętać o tym jak zgubiłam moją bluzkę w jego sypialni. Odważyłam się wreszcie spojrzeć na jego rozbawioną twarz i wreszcie się roześmiałam.
- Problem w tym, że chyba podarłeś moją koszulkę.
 Złapał mnie za rękę i poprowadził w kierunku motoru.
- Kupię ci nową, ładniejszą - obiecał podając mi kask.
- W takim razie ja oddam ci twoją. 

***

James:
- Do jasnej cholery, jak to nie mogłeś jej zabić?! - wrzasnął Slade uderzając pięścią w klawiaturę.
 Stałem obok Jasona w tej zapyziałej kryjówce mojego szefa, który był delikatnie mówiąc zirytowany tym, że nie zabiłem dziewczyny, którą kocham. Uderzyłem ją, kopnąłem. Zasłużyła na to, chciałem aby Slade się od niej odczepił. Ale kiedy wymierzyłem do niej z pistoletu, kiedy ujrzałem jak leży, bezbronna i nieszkodliwa nie potrafiłem pozbawić jej życia. Jak mogłem zabić kogoś dzięki komuś poczułem się lepszy? Melanie sprawiła, że uświadomiłem sobie, że mogę inaczej żyć. Mam wybór. 
- Nie potrafiłem.. - powiedziałem ale Jason mi przerwał:
- Bo chce ją.. no wiadomo co. Slade, zdajesz sobie sprawę z tego jaką ona jest bronią w rękach mojego cudownego braciszka? 
 Slade wstał powoli.
- Zawiodłem się na tobie, James. 
 Westchnąłem zniecierpliwiony. Prawie zabiłem tego zielonego, o co mu chodzi?
- Nie rozumiem twojej słabości do tej szmaty..
- Nie mów tak o niej! - wrzasnąłem.
 Slade musiał być w szoku, pierwszy raz mu się postawiłem. Jason uśmiechnął się złośliwie.
- Zobacz to, gwarantuję ci, że będziesz pragnął jej śmierci tak samo jak ja.
  Na wielkim monitorze dostrzegłem moją Melanie, która przytula się do Robina. Chłopak uśmiecha się rozbawiony i uruchamia motocykl. Pocałował dziewczynę w rękę a ja poczułem jak zalewa mnie fala nieopisanej wściekłości.


-----------------------------------------------------------------
Cześć i czołem! :D
Starałam się jak najszybciej napisać ten rozdział, żebyście nie musieli długo czekać. Dziękuję wszystkim za komentarze, to naprawdę motywuje.. Nie ma nic lepszego, kiedy po tym jak poświęcisz czas na napisanie rozdziału pojawiają się pod nim komentarze (również te krytyczne). Jeżeli coś Wam się nie podoba "walcie śmiało".
Ja i moje cudowne przyjaciółki-bloggerki  mamy pewną niespodziankę ale o tym później.. :D

Pozdrawiam serdecznie :*

sobota, 9 stycznia 2016

32.

W ciągu ostatnich kilku miesięcy otarłam się o śmierć tyle razy. Było kilka takich sytuacji, że mało brakowało a nigdy nie otworzyłabym już oczu. To takie dziwne: wstajesz i nie wiesz czy dożyjesz wieczora. Ale zawsze podnosiła mnie na duchu świadomość, że nie narażam mojej rodziny. Sama jestem na celowniku. Wielu celownikach.  
- Stęskniłem się za tobą, piękna - James położył mi dłoń na ramieniu.
 Wstałam czując ciepło bijące z jego ciała. Nadal trzymał pistolet przy mojej szyi, mogłam przysiąc, że się uśmiecha. Mój strach, panika ludzi znajdujących się w pubie - to wszystko sprawiało mu głęboką satysfakcję. Uwielbiał kiedy ludzie się go bali, miał poczucie kontroli  nad nimi wszystkimi. Zadrżałam. James jest taki sam jak Slade. Jak mogłam mieć kiedyś wątpliwości? Gdyby czuł do mnie to co ja do niego, nie dociskałby teraz broni do mojej szyi prawda? Opuścił rękę i objął mnie w talii. Starałam się nie ruszyć nawet o milimetr, jeśli pociągnie za spust..
- LUDZIE! LUDZIE! POMOCY! - wrzeszczała pulchna kelnerka wymachując pustą tacą. 
- Och, zamknij się - warknęła niska, różowo włosa dziewczyna. 
 Weszła do baru ubrana w czarny płaszcz a jej oczy świeciły niespokojnym blaskiem. Kosmyk opadł jej na czoło, twarz wykrzywiła w niezdrowym uśmiechu. Była pewna zwycięstwa. Jinx zajęła miejsce tuż obok Jamesa i mnie przyglądając się Raven. Niezdrowa fascynacja na jej twarzy przeraziła mnie nie na żarty.
 Tytani stali jak sparaliżowani. Nie wiedzieli co zrobić. jeżeli ruszą się choćby o krok zostanę zabita w ułamku sekundy. Cała trójka stała obok siebie z zaciśniętymi pięściami i zaciętymi minami. Robin wpatrywał się w Jamesa z z nieskrywaną odrazą. 
- No to co? - James szarpnął mną lekko - Pozwolicie mi się z nią trochę zabawić zanim ją zabiję? 
 Bestia zapomniał chyba, że jest w ludzkiej postaci bo warknął jak zwierzę. Przerażona kelnerka wybiegła z pubu razem z jedynym klientem. Drzwi zatrzasnęły się z głuchym trzaskiem. 
- Nie próbuj swoich sztuczek, wiedźmo - syknęła Jinx - będę wiedziała, że coś kombinujesz. 
 Raven zacisnęła zdegustowana usta. Widocznie próbowała użyć któryś ze swoich zaklęć nie wypowiadając ich formuły na głos. Nic nie było w stanie mnie uratować. 
- Czego chcecie? - spytał Robin. 
- Slade nigdy nie wybacza. Nigdy nie zapomina, szczególnie swoim byłym przyjaciołom - wyjaśnił James a ja poczułam jego ciepły oddech na policzku. 
- Zabij mnie teraz, przestań pierdolić - warknęłam. 
- O nie, kochanie. Mi też jesteś coś winna - zaśmiał się. 
 Nie mam pojęcia w jaki sposób Jinx to zrobiła, ale uwięziła Tytanów w ogromnym, zielonym polu. Bestia chciał z niego wyjść ale napierał na przezroczystą ścianę i nic to nie dało. Byli uwięzieni jak w klatce. Dziewczyna stała z rozwartymi ramionami sycząc nieznane mi słowa podczas kiedy Raven poruszała szybko ustami ze skupioną miną. Wyglądało to jak pojedynek. 
 Sekundę później James pchnął mnie na jeden ze stolików. Uderzyłam się w głowę, miałam wrażenie, że zaraz zacznę płakać. Podniosłam się szybko ignorując pulsujący ból. 
 Chłopak znalazł się przy mnie w ciągu kilku sekund. Uderzył mnie z całej siły w twarz, znowu się zachwiałam. Fala bólu w prawej części twarzy. Znowu straciłam równowagę. Kopnął mnie w lewy bok. Jęknęłam a chwilę później nadepnął na moją nogę. Łzy ciekły mi ciurkiem po policzkach ale nie krzyczałam. Nie dam mu tej satysfakcji, umrę z podniesionym czołem. 
 Znowu wymierzył we mnie broń. Dostrzegłam słuchawkę w jego uchu, Slade musiał wydawać mu szczegółowe instrukcje. Zielone oczy, kasztanowe włosy, łobuzerki uśmiech - wszystko tak jak dawniej. 
- Na co czekasz? - wychrypiałam niewyraźnie - Strzelaj.
 Jego pewność siebie ustąpiła miejsce zawahaniu. Dłonie zaczęły drżeć, pistolet zboczył lekko z kursu. Zacisnął usta jakby był czymś zdenerwowany. Oddychał teraz szybciej.
- Zabij mnie! - wrzasnęłam zaciskając dłonie w pięści. 
- Nie.. co się ze mną dzieje? - spytał sam siebie.
 Podniosłam się do pozycji siedzącej. Wszystkie poranione miejsca dały o sobie znać.
- Właśnie co się dzieje? Nie potrafisz zabić zwykłej dziewczyny? Gdzie ten twardziel? - szydziłam. 
 Skąd we mnie tyle głupoty? Może przez te wszystkie niebezpieczne sytuacje zwariowałam? 
 Rozległ się głośny huk. Spojrzeliśmy jednocześnie w to samo miejsce. Bariera, którą stworzyła Jinx pękła. Tytani byli wolni. Raven rzuciła się na swoją rywalkę a Bestia ruszył pędem ku nam.
 To stało się tak szybko jak na filmie akcji. James pociągnął za spust. Pocisk ugodził Bestię w prawe udo. Chłopak upadł a krew sącząca się z jego nogi zaczęła tworzyć czerwoną kałużę. Zamknął oczy. Nie ruszał się.
- BESTIA! - wrzasnęłam biegnąc w jego kierunku - BESTIO!
 Raven ogarnęła taka rozpacz, że straciła kontrolę nad swoją mocą. Jinx została odepchnięta z taką siłą, że uderzyła w stół, który złamał się pod jej ciężarem. Straciła przytomność.    
  Klęknęłam przy przyjacielu zalewając się łzami.
- Obudź się, obudź, błagam cię.. 
 Robin odsunął mnie brutalnie na bok. Zaczął wykonywać opaskę uciskową na zmaltretowanej nodze. Krwi było tyle, że pobrudziłam nią spodnie. Raven dygotała na całym ciele a na jej twarzy wymalowana była żądza mordu.
- ZABIJE WAS! PARSZYWE SUKINSYNY! - wrzasnęła grubszym niż zazwyczaj głosem.  
 Jej oczy zrobiły się wściekle czerwone. Wyglądała jak potwór. 
- Raven, nie.. - jęknął Robin - Powstrzymaj ją - nakazał mi.
 Wstałam szybko i rzuciłam się na dziewczynę. Próbowała uwolnić się z mojego uścisku ale byłam dużo wyższa i silniejsza więc dała za wygraną. James zabrał Jinx i uciekł. 
 Podeszłam do Robina i wyciągnęłam z jego kieszeni telefon. Wezwałam karetkę.
- Nic już nie jestem w stanie zrobić - oznajmił Robin cały ubrudzony we krwi. 
- Za chwilę będzie tu pogotowie - szepnęłam zerkając na Raven. 
 Opanowała się, jedynie drżące usta świadczyły o targających nią emocjami. 
 Staliśmy tak kilka minut, patrząc na nieprzytomnego przyjaciela. Wydawało mi się, że zanim usłyszeliśmy wycie syreny obwieszczającej przyjazd karetki minęła wieczność.
 Robin wyjaśnił ratownikom medycznym co się stało i w jaki sposób udzielił Bestii pomocy. Mężczyźni kiwnęli głowami i ułożyli rannego na noszach. Wnieśli go to pojazdu i chcieli już zamknąć drzwiczki kiedy Raven wsiadła tuż za nimi.
- Muszę przy nim być - warknęła widząc oburzone spojrzenie lekarza. 
- Dobrze, dobrze - bąknął speszony.
 Odjechali a ja z nadmiaru emocji miałam wrażenie, że zaraz stracę przytomność. Oparłam się o silne ramię mojego towarzysza i wzięłam głęboki oddech.
- Wracamy do domu.

***


  Byliśmy w wieży tylko we dwoje. Może to efekt mojej wyobraźni, ale im mniej w osób w niej przebywa tym większa się wydaje. Zdziwiłam się jak szybko ten luksusowy budynek stał się mi drogi jak mój własny dom. Myślałam o jego mieszkańcach, martwiłam się o każdego z nich. 
 Robin usiadł na kanapie i ukrył twarz w dłoniach. Był załamany.
- Hej - szepnęłam siadając obok - to nie jest twoja wina. 
- Tak? To czyja? Jestem beznadziejny, pozwoliłem Slade'owi zniszczyć Tytanów.
 Zdjął maskę i położył ją na stoliku. Przez wielkie okna zaglądał nieśmiało blady księżyc, stanowił jedyne oświetlenie ponieważ nie zapaliliśmy światła. Czarne niebo zdawało się odpowiadać mojemu obecnemu nastrojowi: rozpacz i beznadzieja. 
- Nic o tobie nie wiem - mruknęłam.
 Wydawał się zdziwiony tą nagłą zmianą tematu. 
- Wiesz, ja o tobie też nie - uśmiechnął się blado. 
 Przeniosłam wzrok na zabałaganioną kuchnię. W zlewie piętrzył się stos brudnych talerzy a na blacie pełno było okruchów ciemnego chleba. Pewnie to Bestia nie posprzątał po śniadaniu. A Raven zostawiła swój ulubiony kubek po kawie.
- Pytanie za pytanie? - spytałam rozbawiona. 
 Oparł się wygodnie o kanapę i wpatrzył w księżyc. Kurczę, jest naprawdę bardzo przystojny. Jak mogłam mieć za złe tej kelnerce, że tak się na niego gapi?
- Zgoda. Co chciałabyś studiować? - spytał. 
Wybuchłam śmiechem. Rzeczywiście bardzo trudne, prywatne pytanie.
- Nie wiem. Myślę o literaturze amerykańskiej albo dziennikarstwie - wyznałam przerażona wizją nachodzących egzaminów - A ty.. Opowiesz mi coś o swoim dzieciństwie? - spytałam nieśmiało.
 Przez twarz Robina przemknęło całe mnóstwo emocji: od złości po żal. Przygryzłam wargę plując sobie w brodę, że jestem taka nietaktowna. 
- To przez takich jak Slade moi rodzice nie żyją. Byli akrobatami, występowali w cyrku. Zabierali mnie wszędzie ze sobą - uśmiechnął się słabo - kiedy odeszli, myślałem, że to koniec świata. Chciałem umrzeć. Ale wtedy pojawił się Bruce.. gdyby nie on, nie wiem co by się ze mną stało.
 Zadrżałam. Wyobraziłam sobie słodkiego chłopczyka o niebieskich oczach, patrzących na sylwetki swoich zmarłych rodziców. Robin walcząc z przestępczością mści się. Ale czy nigdy nie chciał wymierzyć sprawiedliwości w myśl zasady "oko za oko"? Czy nigdy nie kusiło go, żeby pozbawić życia? 
- A jak to było z twoim ojcem? - spytał po dłuższej chwili. 
 Wielka gula pojawiła mi się w gardle. Musiałam odchrząknąć żeby się jej pozbyć. Wspomnienie taty zawsze napełniało mnie tęsknotą i smutkiem. Często śniłam o pędzących samochodach, które wpadają na wysokiego, jasnowłosego mężczyznę.. I później uciekają z miejsca zdarzenia, nie udzielając mu niezbędnej pomocy.
- On.. zginął w wypadku. Jak byłam dzieckiem. Bardzo.. bardzo mi go brakuje - westchnęłam - lubił brać mnie na barana. Był bardzo blady, jego rodzice byli Irlandczykami. Chciał zabrać mnie i mamę w podróż do Dublina.. 
 Urwałam nagle żeby się nie popłakać. Zacisnęłam dłonie w pięści.
- Czy wybaczysz mi kiedykolwiek, że dałam się tak łatwo Slade'owi? 
 Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Chciałaś ratować swojego brata. Każdy by tak postąpił. Ja też zrobiłbym tak dla mojego - warknął. 
 Przypomniała mi się rozbawiona twarz Jasona. Zdradził swojego brata, ojca. Co nim kieruje? Jaki ma cel?
- Wiesz, nie jesteśmy w stanie zrozumieć wielu rzeczy.. - powiedziałam ochrypłym głosem. 
 Pokiwał głową.
- Jak na przykład tego dlaczego udawałaś, że mnie kochasz.
 Czułam, że moje policzki oblewają się rumieńcem. Nie chcę o tym rozmawiać, wstydzę się tego. Wiem, że to było podłe.
- Przepraszam - wyjąkałam w końcu.
Robin popatrzył mi prosto w oczy. 
- Nie masz za co. Niestety, ja w to uwierzyłem.
 Poczułam, że jest mi zbyt ciepło zważywszy na to, że siedzę bezczynnie na kanapie a na dworze jest dosyć chłodno. Przeniosłam wzrok na moje rozdygotane dłonie i wzięłam głęboki oddech. 
- Problem w tym - ciągnął ignorując moją histeryczną reakcję - że chyba mi nie przeszło.
 Dla mojego biednego serca było to zbyt wiele informacji jak na jeden raz. 
- Oddychaj, bo  się udusisz - zaśmiał się.
 Posłusznie wzięłam głęboki wdech. 
- Problem w tym - zaczęłam a Robin przyjrzał mi się uważnie - że.. że ja chyba też się w tobie zakochałam.. 
 Zapadła niezręczna cisza zakłócana przez mój szybki oddech. Przed oczyma stanęły mi obrazy z początków naszej znajomości: jak wbiegłam do jego sypialni kiedy się przebierał, jak Gwiazdka była o mnie zazdrosna, jak ćwiczyliśmy razem.. Jakim cudem on mógłby pokochać kogoś takiego jak ja? Jestem wysoką, bladą pozbawioną tych wszystkich zalet, jakie posiadała Gwiazdka dziewczyną. Lubię zaszyć się samotnie w pokoju ze stertą książek i kubkiem herbaty. Nie pasuję do niego pod żadnym względem. 
- No to mamy poważne kłopoty - stwierdził z uśmiechem. 
 Uśmiechnęłam się krzywo.
- Ale przynajmniej pierwszy pocałunek mamy za sobą - stwierdziłam wybuchając śmiechem. 
 Robin skrzywił się na tamto fatalne wspomnienie. 
- Uznajmy, że tego nie było, dobrze? - spytał spoglądając na mnie znacząco.
- W porządku.
- W takim razie pierwszy raz przed nami. Chyba, że ty już wcześniej z kimś..
 Teraz jestem czerwona jak jego motor.
- Nie.. no coś ty. Z nikim.. - speszyłam się.
 Dziwnie to brzmi w końcu jest środek nocy. Ale skoro już tyle sobie powiedzieliśmy to i to nie zaszkodzi. 
 Przysunął się do mnie i delikatnie pocałował. Przymknęłam oczy delektując się chwilą. Wplotłam ręce w jego gęste włosy i zaczęłam je gładzić. Jego dłonie błądziły po moich plecach by po chwili znaleźć się tuż  przy guzikach koszuli. 
 Wziął mnie na ręce tak jakbym ważyła sześć kilo a nie sześćdziesiąt. Oparłam twarz o jego klatkę piersiową i ani się nie obejrzałam a byliśmy w jego sypialni. 



------------------------------------------------
Hej.
Żyję. Tyle się ostatnio dzieje, ale żyję i napisałam.
Byłam u lekarza, nie wiem czy to coś pomogło. Jak na razie trudno powiedzieć. Znowu leki, badania.. 
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał, bardzo się starałam. Ostatnio coś mało komentujecie, ale to chyba moja wina, nieregularnie dodaje posty. 
Jak tam Wasze oceny? Ja jestem w pozytywnym szoku, że mam średnią 4,5. Nowa szkoła, liceum, brak przyjaciół i tak dalej a mimo to poradziłam sobie. Na szczęście już niedługo ferie. 

Mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku.
Mimo wszystko pozdrawiam cieplutko :)