Weekend minął mi bardzo spokojnie. W sobotę pisałam wypracowanie na angielski i uczyłam się historii, a wieczorem pograłam z Adamem w jakieś gry. Nie interesuję się w ogóle tego typu rozrywkami ale chciałam spędzić trochę czasu z bratem.
W niedzielę pospałam sobie dłużej a po południu oglądałam jakieś głupawe filmy z mamą i zamówiłyśmy pizzę. Do Adama przyszedł jakiś kolega i poszli się bawić na podwórko.
Wieczorem zadzwoniłam do Julii. Okazała się, że jest u niej jej chłopak, Josh. Ostatnio oszaleć można było od tej ich miłości. Bez przerwy randki, wyjścia i kwiaty. Nie żeby coś ale wydaje mi się, że to drobna przesada. Jednak najważniejsze jest, że Julia jest szczęśliwa, zasługuje na to. Jest świetną dziewczyną i kochaną przyjaciółką. To chyba jedyna osoba oprócz Adama i mamy która mnie rozumie i której na mnie zależy.
Siedziałam właśnie w klasie na ostatniej lekcji. Matematyka. Jak a nienawidzę tego przedmiotu.. Uwielbiam język angielski i historię. To są przedmioty które mnie interesują reszta jeszcze ujdzie ale matematyka to jest jakaś porażka.
Zauważyłam, że siedzący niedaleko mnie chłopak mi się przygląda. Co jestem brudna? Poczułam, że się czerwienię.
- Czemu się na mnie gapisz? - burknęłam kiedy nauczyciel odwrócił się do tablicy żeby zapisać równanie.
- Pięknie wyglądasz - oznajmił i szepnął coś do kolegi.
Ta, jasne. Wyglądam jak zawsze, zwyczajnie. Założyła czerwony podkoszulek z dekoltem w serek, jasne dżinsy a włosy spięłam w kucyk. Wielkie mi co. Ach, zapomniałabym na mojej szyi wisi naszyjnik od tego tajemniczego Slade'a. Nie wiem dlaczego ale jakoś nie mogłam zapomnieć o tamtym spotkaniu. Jakby nie patrzeć mam wobec niego wielki dług wdzięczności kimkolwiek by nie był.
Moje myśli dryfowały nad najróżniejszymi tematami tylko oczywiście nie matematyką. Doczekałam się upragnionego dzwonka i wstałam.
Moja szkoła to wielki budynek. Wydaje mi się, że nie wyróżnia się zbytnio od innych placówek tego typu. W klasach są różne plansze, mapy, przyrządy do doświadczeń i brudne tablice pod którymi leży białawy kurz z kredy. Jest wiele brązowych blatów z krzesełkami a pod tablicą wielkie biurko z ładnym biurowym fotelem. Jest tu stołówka, biblioteka, sala gimnastyczna i boisko. Kiedy jest ciepło tak jak teraz uczniowie zazwyczaj na przerwę wychodzą na dziedziniec w którego kierunku zmierzałam teraz ja.
Mijałam po drodze znajome twarze, ale nie potrafiłam zdobyć się na uśmiech. Nie cierpiałam tłumu.
Kiedy wreszcie znalazłam się na ulicy skierowałam się w kierunku sklepu sportowego. Dzisiaj pracuję do siedemnastej i pewnie jak wrócę to będę musiała się trochę pouczyć. Pomyślałam o tym, co teraz może robić ten cały Slade. Może on zawsze chodzi o późnych porach ulicami miasteczka?
- O jesteś, Mela. Proszę, dzisiaj będziesz sama bo John musi się uczyć. - oznajmiła pani Black i wyszła ze sklepu stukając obcasami.
Założyłam ten głupi podkoszulek. Usiadłam za ladą z kasą. Lubiłam tu siedzieć. Lokal może nie był zbyt duży ale sprzedawano w nim porządny sprzęt. Na półkach stały sportowe buty, na wieszakach wisiała odzież. Były też piłki, rolki i wiele innych.
Trójka nastolatków weszła do sklepu, więc wstałam. Poprawiłam kitkę i naszyjnik z literką S. Pierwsza weszła piękna dziewczyna. Mówię wam, przy niej wyglądałabym jak szara mysz. Była bardzo wysoka, miała piękną figurę i rudawe włosy do połowy pleców. Śliczne zielone oczy spoglądały wesoło na mnie stojącą za kasą. Taka piękność w porównaniu do mnie..
Drugi wszedł średniego wzrostu chłopak. Miał ciemnozielone włosy. Widać było, że przed chwilą opowiedział jakiś kawał po zanosi się ze śmiechu. Nie imponował mięśniami ani urodą ale wydawał się być miłą osobą.
Łaa. Mel, zamknij te usta. Jakiś model przyszedł do sklepu czy co?! Wysoki, umięśniony kruczoczarne włosy, maska na oczach.. Uspokój się! Na koszulce miał literkę "R". Hmm..
- Dzień dobry - zaśpiewała dziewczyna.
- Dzień dobry - odpowiedziałam z uśmiechem - potrzebujecie państwo pomocy?
Zielony podszedł do lady, oparł się o nią i szepnął:
- No, pewnie,mała.
Zaśmiałam się. Nie wiedzieć czemu mnie to nie zdenerwowało. Rudowłosa podeszła do stoiska z piłkami i zaczęła oglądać te do koszykówki. Chłopak który do mnie zagadał pobiegł, aby pomóc w wyborze dziewczynie.
Ten przystojniak podszedł do lady i zaczął mi się przyglądać. Ale nie patrzył na moją twarz tylko.. Co on sobie wyobraża? Gapi mi się na dekolt czy co?!
Zauważywszy moją minę uśmiechnął się łobuzersko.
- Ładny masz naszyjnik. Gdzie kupiłaś? - miał bardzo męski głos.
- Eee.. Ja dostałam go od kogoś. - nie wiem czy to paranoja, ale poczułam jakby ten wisiorek zrobił się cieplejszy.
- Robin, nie podrywaj pani! - zaśmiał się zielony.
Robin nadal się gapił na tą biżuterię. O co mu chodzi?
Nagle, złapał za literę i tym samym zmusił mnie do podejścia bliżej. Obejrzał ją uważnie ze wszystkich stron i oznajmił:
- Nie możesz tego nosić.
- Słucham?
Teraz pozostała dwójka zaczęła nam się przyglądać. Co to za chora akcja o jakiś wisiorek?!
Ruda przyjrzała się biżuterii a na jej twarzy zagościł wyraz przerażenia. Zielony cały się nastroszył.
- Ostrożnie ona może być niebezpieczna! - krzyknęła dziewczyna.
Że co? Co to za przedstawienie. Przerywają mi pracę. Robin złapał mnie za ramiona i mocno potrząsnął.
- Pracujesz dla Slade'a! Przyznaj się! - krzyknął.
Łzy napłynęły mi do oczu. Był strasznie silny i jego dotyk sprawił mi ból. Dobra, możecie śmiało uznać, że coś ze mną nie tak bo w tym samym momencie na zapleczu kran z wodą eksplodował.
- Puść ją! - krzyknął zielony - Nie widzisz, że ona nic nie wie!
- Bestio ja..
Puścił mnie. Założę się, że będę miała fioletowe sińce. Odeszłam kilka kroków w tył. Moje oczy były jak dwa, wielkie brązowe spodki.
- Nie widzisz tego? To jego znak, jego symbol! - warknął obrzucając mnie groźnym spojrzeniem.
- Robinie,to brzmi niedorzecznie. Po co Slade'owi zwykła nastoletnia dziewczyna pracująca w sklepie? Przecież ona nawet nie umie się bronić.
- Gwiazdko, nie widzisz tego?
Gwiazdka pokręciła przecząco głową. Była przekonana, że Robin się myli co do oceny mojej osoby. Bestia również miał takie samo zdanie.
- Jak się nazywasz? - spytał cicho ten ostatni.
- Melanie. - wyszeptałam patrząc się na czubki moich trampek.
- Mela, skąd masz ten wisiorek?
Przygryzłam dolną wargę. Mam mówić prawdę?
- Niedawno wracałam do domu, było późno i napadli mnie jacyś groźni ludzi. Ten mężczyzna o którym chyba mówicie obronił mnie przed nimi. Odprowadził mnie później do domu i dał to.. To chyba nie może być zły człowiek skoro mi pomógł?
Robin prychnął. Atmosfera była bardzo napięta. Zrobiło się tak cicho, że słyszałam swój oddech zdecydowanie za głośno.
- Idziesz z nami - rozkazał mi ten chłopak.
- Co?! Nie ma mowy. Jestem w pracy. - co on sobie myśli? Że będzie mi rozkazywał? Popatrzyłam się na niego poprzez łzy i chyba zobaczył, że nic nie wskóra. Wyjął jakiś mały przedmiot z literą T i powiedział:
- Cyborg, Raven do sklepu sportowego. Szybko.
Usiadłam sobie. Stwierdziłam, że skoro ten cały przystojniak przestał się na mnie wydzierać to mogę sobie odpocząć.
- Mel, bardzo przepraszamy za nasze zachowanie.. Ale zrozum, że dzieje się coś złego.. - Gwiazdka przemawiała do mnie kojąco.
Po jakichś piętnastu minutach weszła piękna dziewczyna. Była niska i szczupła, miała na sobie ciemnoniebieski płaszcz. Tego koloru były również jej włosy i oczy. Była bardzo blada a jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Taka tajemnicza. Nic się nie odzywała stanęła tylko obok Robina i przyjrzała mi się marszcząc czoło.
Chwilę potem zjawił się Cyborg.
- Siemaneczko, takie zamieszanie z powodu jakiejś blond lali? Oj, Robinek tracisz głowę? - zaśmiał się, ale kiedy Bestia wskazał na mój naszyjnik natychmiast spoważniał.
- Skoro Slade cię uratował nie zrobił tego z dobroci serca. Musi mieć w tym jakiś interes. Pytanie tylko czego może chcieć od zwykłej dziewczyny?
Och, jestem "zwykłą dziewczyną". Fajnie. Co ja mam powiedzieć? W ogóle nie wiem o co im chodzić jakaś surrealistyczna chwila. Siedzę sobie i słucham o tym, że jakiś Slade mnie uratował ale nie wiadomo po co. A może po prostu chciał mi pomóc i tyle? Nie dociera to do nich?
- Może po prostu chciał mi pomóc? Nie weźmiesz tego pod uwagę? - wypaliłam.
Zignorowali mój argument.
- Jako Młodzi Tytani mamy obowiązek walczyć ze złem. Jeżeli pracujesz dla Slade'a obiecuję ci, że odpowiesz za to. Jeśli nie masz z nim nic wspólnego uwierz mi, że to nie jest towarzystwo dla ciebie.
Młodzi Tytani wow.. Czego od razu na to nie wpadłam.
Wyszli ze sklepu jedno po drugim. Usłyszałam tylko jak dziewczyna w niebieskim płaszczu mówi:
- To nie jest zwykła osoba. Czuję to, ona dysponuje jakąś mocą.
Super rozdział,czekam na nexta :3
OdpowiedzUsuńI geniusz. Jak zwykle pff... Pisz dalej. Jest mega
OdpowiedzUsuńEmi :D
no nieźle :D
OdpowiedzUsuńXD
OdpowiedzUsuńRudowłosa dziewczyna, zielony koleś, super umięśniony facet w masce (i jeszcze R na piersi!), ciemnowłosa w płaszczu i Cyborg. Tak z boku wyglądają jak banda szajbusów. Czemu ta biedna dziewczyna się nie zorientowała wcześniej? Nie ma w domu telewizji? Przecież musieli ich pokazywać w TV! I jej reakcja, gdy się dowiedziała: AHA - tak bardzo wyjebane :D
Wyjebało kran w łazience! A ona serio NIC? To nie jest normalne, że rzeczy tak po prostu wybuchają!
Zaczynam trochę wątpić w jej spostrzegawczość. Przypomina trochę mnie, jak jestem chora i odróżniam tylko zdania: Ola weź leki! Ola chodź jeść! Zjadłaś moją czekoladę!
Już się z nimi spiknęła. Teraz czas na drugie spotkanie :)