czwartek, 20 sierpnia 2015

23.

Zaledwie kilka minut wystarczy mi żeby wywołać groźny pożar po tej stronie budynku w której nie ma Plazmusa. Czerwone płomienie liżą szare ściany więzienia, gęsty, czarny dym unosi się wydzielając nieprzyjemną woń spalenizny. Słyszę jak włącza się alarm przeciwpożarowy, więźniowie ubrani w charakterystyczne stroje są wyprowadzani przez policjantów i pracowników placówki przed budynek. Zapewne zostały podjęte już odpowiednie kroki aby ugasić pożar więc spieszymy się. 
 Nie mogę się napatrzeć na Jamesa. Jest niesamowicie szybki a przy tym nie robi wcale hałasu. Porusza się bezszelestnie, a jego zielone oczy lustrują uważnie otoczenie. Bije od niego duma, pewność siebie. Widać, że jest w swoim żywiole. Czarna kurtka opina umięśniony tors a na ustach błąka się łobuzerski uśmiech. Wyjął pistolet, jest w gotowości.
 Skręcamy w jeden z korytarzy, wszystkie wyglądają tak samo. Są białe, brak w nich okien. Jednymi źródłami światła są małe, irytujące żaróweczki. Nie ma krzeseł, obrazów to sprawia, że dobrze wiesz, w jak strasznym miejscu się znajdujesz. 
- Uważaj na siebie - słyszę Slade'a.
 Chciałabym odpowiedzieć "spadaj ty dziadzie" ale siedzę cicho. Walczę z pokusą zwyzywania go od najgorszych kiedy docieramy na miejsce. Nie mam pojęcia jak James to robi ale wyważa drzwi. 
 Wchodzimy do pomieszczenia które przypomniało mi pracownię chemiczną w mojej szkole. Pełno tu szkła i sprzętu laboratoryjnego. Zarówno ściany jak i podłoga są z białych płytek. Czuję silny zapach chemikaliów, nieprzyjemny i drażniący. Po środku laboratorium stoi wielka komora wypełniona przezroczystym płynem. Znajduje się w nim lub "unosi się" półnagi mężczyzna. Jego rysy twarzy wskazują na to, że śpi. Podłączony jest do specjalnej aparatury umożliwiającej mu oddychanie. 
- Teraz go obudźcie - rozkazuje Slade.
 James podchodzi do szklanej komory i silnym kopniakiem powoduje pęknięcie z którego szybko wycieka substancja. Następnie rzuca probówką w śpiącego.
 Nagle otwiera oczy. Zdejmuje urządzenie z twarzy. Przez chwilę jest zdezorientowany i zagubiony. Spogląda to na mnie to na Jamesa i po chwili uświadamia sobie prawdę: został obudzony, zaraz przemieni się w potwora. Wytrzeszcza oczy przerażony.
- Co zrobiliście, jestem człowiekiem tylko..
 Urwał w połowie zdania żeby wydać przeciągły ryk. Miejsce mężczyzny zajął ogromny, fioletowy potwór. Wyglądał jakby był ulepiony z jakiejś odrażającej substancji. Zrobiło mi się niedobrze, ale wzięłam głęboki oddech i zaczęłam się cofać. James rzucił w stwora pomarańczowym dyskiem i dołączył do mnie przy wyjściu. 
 Biegliśmy ile sił w nogach aby jak najszybciej opuścić to miejsce. Słyszałam wycie syren strażackich, pożar zostanie zaraz ugaszony i wtedy nic nie odciągnie od nas uwagi. 
- Tytani zaraz tam będą. Rozdzielcie się.
 Zacisnęłam z całej siły pięści. A jednak, będę zmuszona walczyć z przyjaciółmi. Nie czas i miejsce na dyskusje. James biegnie na oddalony parking. Ja zmierzam w kierunku lasu. Nie mam pojęcia co ma na celu rozdzielanie się, ale jest to rozkaz Slade'a więc musimy go wykonać. Boję się. Nie lękam się jednak o siebie, tylko.. o Jamesa. Dziwnie się czuję myśląc o nim, pokonanym, zniszczonym. Lubię sobie wyobrażać Slade'a który przegrał ale on to całkiem inna sprawa.  
 Mijam kolejne drzewa i stwierdzam, że nie ma sensu zagłębiać się dalej. Mogłabym mieć później trudności z odnalezieniem drogi powrotnej. Nagle przeszył mnie lodowaty dreszcz. Coś poruszyło się w ciemnościach. Wytężyłam wzrok i w bladym świetle księżyca dostrzegłam wielkiego wilka. Zwierzę przystanęło i obnażyło kły. Jednak po chwili skuliło łeb i zaczęło skomleć. Zrobiło mi się go żal. 
 Podeszłam bliżej i wyciągnęłam drżącą dłoń. Kto normalny chce głaskać wilka? Cóż, nigdy nie należałam do racjonalnie myślących osób. Zanim dotknęłam szpiczastego ucha na miejscu wilka stał już Bestia. Serce ścisnęło mi się ze smutku na jego widok. Jak dawno nie widziałam tych wesołych, zielonych oczu, rozczochranych włosów. Usta które praktycznie cały czas wyginają się w uśmiechu. Jednak teraz na twarzy przyjaciela malowała się rozpacz i ból. Pewnie wyglądam tak samo, pomyślałam.
- Melanie, dlaczego? Co my.. co ja ci zrobiłem? - spytał cicho.
- Bestio, ja nie.. 
- MILCZ! - usłyszałam w słuchawce.
 Zacisnęłam usta tak mocno, że zabolało. Staliśmy tak przez chwilę patrząc się na siebie. Bestia starał się wyczytać coś z mojej twarzy, ja delektowałam się jego widokiem. Patrzyłam się jakby to był najpiękniejszy obraz świata, starałam się zapamiętać każdy szczegół. W trudnych chwilach będę sobie przypominać przyjaciela. Przyjaciela który nigdy we mnie nie zwątpił.
- Zdrajca. Plugawa, zakłamana oszustka.
 Tylko jedna osoba na świecie może mówić w ten sposób. Wyrazić całą nienawiść bez podnoszenia głosu. Odwróciłam się szybko i moim oczom ukazał się widok którego tak bardzo się bałam. Wysoki, umięśniony, pewny siebie. Ubrany w swój strój. Nie widziałam teraz jego oczu ale jestem pewna, że zieją chłodem. Z przystojnej twarzy nic nie da się wyczytać.
- Walcz - powiedział Slade.
 Nie potrafię się ruszyć. Nogi zrobiły mi się jak z waty, w uszach zaczęło mi piszczeć. Nie boję się o siebie, tylko o nich. Nie chcę zadawać bólu.
- Więcej razy nie powtórzę.
 Najbliższy kamień mknął w kierunku Robina jednak on szybko zrobił unik. Dlaczego Bestia stoi bezczynnie i tylko się przygląda? Odwrócił wzrok a na jego policzku dostrzegłam łzę. A niech to, sama się zaraz poryczę. 
 Robin uderzył mnie w twarz, zatoczyłam się i upadłam.
- Daliśmy ci dom, pomagaliśmy ci a ty tak się nam odpłacasz? - mimo otrzymanego ciosu widziałam go dalej wyraźnie. Adrenalina robi swoje.
 Wyciągnęłam z kieszeni kilka ciężkich kul. Cisnęłam je w kierunku przeciwnika, zaczął się krztusić szarym dymem. Korzystając z okazji podbiegłam do niego. W dłoni trzymałam wyjęty przed chwilą nóż. Nie chciałam go zabić, jedynie spowolnić. Złapał mnie za nadgarstek, jest silny. Zbyt silny dla mnie. 
 Popchnął mnie mocno na drzewo. Złapał drugą rękę i przystawił do gałęzi. Nasze twarze dzieliło teraz kilkanaście centymetrów.
- Jesteś potworem takim samym jak Slade - wycedził Robin patrząc mi prosto w oczy.
 Jestem dużo niższa, więc zadarłam głowę aby nie myślał, że się go boję.
- Tak? Dlaczego mi nie wspomniałeś, że byłeś jego praktykantem? - spytałam.
 Wreszcie przestał nad sobą panować. Nigdy nie widziałam go aż tak wściekłego. Zacisnął palce na moich nadgarstkach jeszcze mocniej, miałam ochotę wrzeszczeć żeby mnie puścił.
- Nie masz pojęcia o czym mówisz, nigdy nie dołączyłem do niego z własnej woli.
 Chciałam powiedzieć, że ja też nie robię tego z własnej woli, że jestem zmuszona, ale ból był tak potworny, że nie byłam w stanie dłużej wytrzymać. Mocny kopniak w krocze uwolnił mnie od Robina. Obejrzałam się ostatni raz na Bestię który rozdarty, nie wiedział co robić.
 Pobiegłam ile sił w nogach w kierunku drogi. Nagle nadjechał samochód prowadzony przez Jamesa. Zatrzymał się z piskiem opon tuż obok mnie. Wsiadłam szybko, zatrzasnęłam drzwiczki i starałam się nie wybuchnąć płaczem. 


***



- Świetnie sobie poradziliście, mam tylko jedno ale.. - powiedział Slade na powitanie. 
 Siedział na zdobionym krześle w podziemnym pomieszczeniu. Droga do "domu" upłynęła nam spokojnie, James się nie odzywał ja walczyłam z wyrzutami sumienia i łzami. Co dziwne, Tytani nie pojawili się w pełnym składzie. Mój towarzysz walczył z Gwiazdką i Raven. Z tego co wiem postrzelił tą pierwszą w nogę. Przeraziłam się jak o tym usłyszałam a on wzruszył tylko ramionami. Czasem się go boję.
- .. Melanie, nie walczyłaś z zielonym. Nie będę tego tolerował, masz go traktować tak samo jak innych.
 Kiwnęłam głową mając nadzieję, że nie zauważy mojej wściekłej miny. Nie, nie będę. Bo to mój przyjaciel, dopóki on mnie nie zaatakuje ja nic mu nie zrobię. Przypomniałam sobie o mojej mamie. Nie dawałam znaku życia od.. od jak dawna? Muszę się z nią skontaktować, dać znać, że wszystko w porządku. Czyli będę kłamała jak zawsze.
- Slade, proszę mogę odwiedzić mamę? Chcę tylko pokazać, że żyje - szepnęłam spuszczając wzrok na swoje buty.
 Po dłużej chwili zastanowienia powiedział:
- Tak. Ale zrobisz to pierwszy i ostatni raz.
 Czyli to będzie pożegnanie. Co ja mam jej powiedzieć? Jak mam to wszystko wytłumaczyć? Tym bardziej, że przestanę chodzić do szkoły  i do pracy. "Mamo, ja zniknę?". Dlaczego ten człowiek uparł się żeby mnie zniszczyć?
- To wszystko na dzisiaj - dodał chcąc się na nas pozbyć.
 Bez słowa skierowałam się do mojej sypialni. Lepiej będzie nazywać ją chyba celą. 
 Nawet nie zaświeciłam światła, zrzuciłam z siebie ubrania, założyłam koszulę i wpełzłam pod kołdrę. Chciałam się wypłakać ale nic z tego. Jestem zbyt zmęczona i otępiała żeby uronić choćby jedną łzę. 
  Biegłam ile sił w nogach w kierunku jedynego źródła światła w czarnym korytarzu. Bałam się tak strasznie, wiedziałam, że jeśli nie zdążę stanie się coś bardzo złego. Serce biło mi jak oszalałe, nie mogłam oddychać. Już prawie byłam na miejscu, już wyciągnęłam rękę aby poczuć ciepłe promienie kiedy wizja się zmieniła. Czarne auto pędziło prosto na mnie ale zamiast uderzyć we mnie potrąciło jasnowłosego mężczyznę z brązowymi oczami. Mojego ojca.
Patrzyłam jak leży, nieruchomy na szarej ulicy a w okół mnie rozlewa się kałuża jasnej krwi. Wrzeszczę jak najgłośniej mogę, wołam o pomoc. Niech przyjedzie wreszcie jakaś karetka! Krew zaczyna oblepiać moje nogi. Nie mogę wytrzymać, krzyczę jeszcze głośniej.
 Nagle wszystko cichnie. Spaceruję po cmentarzu. Nagle stoję przed szarym grobem na którym widnieje napis "Melanie Alison Smith, żyła lat siedemnaście. Zmarła śmiercią tragiczną". Odwracam się i dostrzegam moją mamę, bladą jak papier. Wołam do niej, macham ale ona nie widzi mnie. Wpatruje się tylko w ten nagrobek. 
 Budzę się gwałtownie wrzeszcząc jak opętana. Ręce mam mokre od potu, dyszę jak po długim biegu.  Rozglądam się po ciemnym pokoju kiedy drzwi otwierają się cicho. 
- Co się dzieje? - słyszę.
 Biorę głęboki wdech. 
- To.. to zły sen.. - szepczę i rozklejam się do reszty.
 Ryczę jak bóbr. Ukrywam twarz w dłoniach. 
 James siada na krawędzi mojego łóżka i obejmuje mnie delikatnie, nieśmiało. 
- Spokojnie, spokojnie.. - mamrocze gładząc mnie po plecach.
 Szlocham parę razy i daje sobie dziesięć sekund na dojście do siebie. Ocieram twarz rękawem koszuli. 
- Miałeś rację, jestem straszną beksą - mówię opierając się o niego.
- Lubię beksy - śmieje się. 
- A ja lubię osoby które lubią beksy - mamroczę.
- Dobra, chyba rzeczywiście potrzebujesz snu - wstaje a ja łapię go za rękę.
 Zdziwiony odwraca się, a ja jestem pewna, że się zarumieniłam. Dobrze, że jest ciemno, może tego nie zauważy.
- Zostań ze mną - proszę.
 Kładzie się obok mnie przykrywa mnie kołdrą, sam leży w ubraniu. Obejmuje mnie silnym ramieniem a ja wreszcie od kilku, może kilkunastu miesięcy się do kogoś przytulam. Wreszcie czuję się bezpieczna.

-------------------------------------------------------------
Dam dam!
Dziękuję wszystkim bardzo za komentarze, nawet nie wiecie jak bardzo motywujecie i dostarczacie mi pomysłów!
Przepraszam za długą nieobecność zarówno tutaj jak na Waszych blogach. Nie będę się tutaj wyżalać, ale miałam dużo problemów jeżeli chodzi o życie prywatne, za karę zabrano mi laptopa.. 
No ale nic, najważniejsze, że już jestem :)!
Co sądzicie o konfrontacji Meli z Robinem? Czy polubiliście Jamesa?
Do napisania kochani :* 

6 komentarzy:

  1. Jej, wchodzę po kilka razy dziennie na twojego bloga, żeby doczekać się rozdziału *.*
    Konfrontacja Mel z Robinem mi się podobała, chociaż mogłabyś ją troszeczkę rozwinąć. A James? Może być, oczywiście nigdy nie polubię go tak mocno jak X - a, ale jest jedną z moich ulubionych postaci (obok Rav, Mel, Jinx, Robina i wcześniej wymienionego). Nie mogę się doczekać nexta, tym bardziej, że przez weekend nie mam neta i nie będę mogła stalkować twojego bloga :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i jak chcesz to zajrzyj do mnie, dodałam 10 rozdział ;)

      Usuń
  2. Super!! Nie czytałam lepszego bloga o tej tematyce przeczytałam bez przerwy 23 rozdziały i pragnę więcej!!!
    Ticci

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu,kobieto, ty jak coś napiszesz... O.o
    Co ten Slade chxe od tej biednej, ryczącej galaretki? XD Konfrontacja: Robin-Mel zaliczona! Chociaż tak się przyznam, że liczyłam na więcej...
    *ekran faluje,witamy w wyobraźni Zuzi*
    Wkurzony do granic możliwości liderek TT przyciska biedną Mel do drzewa.
    - Zaufaliśmy ci! Jak mogłaś nas tak zdradzić i dołączyć do Slade'a? - krzyczy przez zaciśnięte zęby.
    - Ty również byłeś jego uczniem - cedzi Mel.
    Robin wygląda na zaskoczonego. Przez chwilę patrzy szeroko otwartymi oczyma na dziewczyne. Mel wykorzystuhe okazje, że zwolnił uścisk i jak mu nie przyj...przywali kolanem między nogi! XD
    *wracamy do rzeczywistości...*
    XD
    Awww, boże! Jak ja bym chciała zobaczyć reakcje Tytanów po tej walce! *.*
    Hej, nie za szybko z tym lecisz? Ledwo się poznali,ona nadal (chyba) czuje do niego lekki wstręt, a tu już wspólne wspanko? O.o Oooooo..... XD
    Ty, weź pisz szybciej tem rozdział, bo chyba nie wytrzymam. Ciekawość mnie zżera, nie moge się doczekać nexta! *w*

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej też założyłam bloga, może wpadniesz?
    Mam nadzieję, że powiesz mi co mam poprawić, bo jesteś trochę bardziej doświadczona w tych sprawach z tytanami.
    http://i-m-one-of-new-teen-titan.blogspot.com
    Ticci

    Masz genialnego bloga!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. napisalam kometarz na laptopie. nie chce opublikowac. aha fajnie. dzieki.
    takze ten, pisze na moim super dziadowym telefonie.
    KOCHAM JAMESA
    jak ja go chce wiecej.
    more more more
    ejejejjee propsy dla BB za to ze nie bil Mel<3 madry glupol<3
    Robin... czemu on sie nie domysli no XD
    kochana wybacz ze tak dlugo mnie nie bylo, ale bylam na wakacjach, a tam net wiadomo jaki.
    czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń