poniedziałek, 31 sierpnia 2015

24.




 Słońce już powoli chowało się za horyzont. Niebo przybrało odcień delikatnego, pudrowego różu, lekki zefirek rozwiewał moje jasne włosy. Ubrana w moje najwygodniejsze leginsy i sweterek niosłam dużą, różową torbę na zakupy. Adam nie mógł się doczekać, otworzył paczkę chipsów po drodze. 
- Nie mogłeś zaczekać? Już jesteśmy pod domem - skarciłam go ze śmiechem.
 Odgarnął brązową grzywkę z czoła i uśmiechnął się lubieżnie wkładając do ust garść chipsów. Otworzyłam frontowe drzwi i poczułam zapach pieczonego kurczaka. Odłożyłam torbę na blat  i zaczęłam nakrywać do stołu. Mama nakładała ryż na talerze. 
 Rozmawialiśmy, jedliśmy i śmialiśmy się. Po posiłku stoczyliśmy walkę o to, kto sprzątnie ze stołu. Oczywiście, przegrałam. Później graliśmy w gry wideo, również z nikim nie wygrałam. Czy ja zawsze muszę mieć pecha? 
- A teraz odrabiamy lekcje - oznajmiła mama na co westchnęliśmy zasmuceni.
Mimo próśb i błagań nic nie wskóraliśmy. Zasmucona zajęłam się stosem zadań z matematyki a mój brat lekturą na angielski. Wieczorem wyszliśmy do kina na komedię. Popłakałam się ze śmiechu i nie miałam siły dojeść popcornu co Adam przywitał szerokim uśmiechem. On bardzo dużo je a i tak nie tyje. 
 Tak bardzo chcę powrócić do tamtego czasu. Kiedy nie miałam żadnych problemów, zmartwień. Nikt mnie do niczego nie zmuszał, nikt mi nie rozkazywał. Nie żyłam jak w więzieniu. 
- Nie interesuje mnie w jaki sposób.. - zaczął Slade.
 Zawołał nas do siebie. Wstaliśmy dosyć późno, zjedliśmy śniadanie a ja z nudów zrobiłam dla Jamesa mały pokaz moich umiejętności. Zamroziłam wodę w butelce, rozmroziłam a następnie wysadziłam plastik. Nie powiem, było to dosyć ciekawe ale po wszystkim musiałam posprzątać.
- Macie zniszczyć Młodych Tytanów - oznajmił. 
 James ucieszony klasnął w dłonie. Gdyby nie to co się stało w nocy z pewnością bym się z nim pokłóciła. Slade to jest inteligenty. Jak niby mamy to zrobić? Piątka superbohaterów to nie to samo co bezmózgi potwór.
- I ja wam w tym pomogę. Proszę, poznajcie osobę która zgodziła się nam pomóc.
 Odwróciliśmy się w kierunku schodów. Schodziła po nich piękna, wysoka i zgrabna dziewczyna. Miała długie, ciemne włosy i fiołkowe oczy. Jej niezwykła uroda a nawet kształt oczu przypomniał mi Gwiazdkę. Nieznajoma była do niej bardzo podobna.
- Nazywam się Kometa - uśmiechnęła się uroczo.
 James nie dawał po sobie poznać jak bardzo uroda  nowo przybyłej zrobiła na nim wrażenie. Uścisnął tylko jej dłoń. Slade kontynuował:
- Nie możemy zaatakować kiedy są razem. Będziemy niszczyć pojedynczo, nie od razu. Stopniowo. Na początek Kometa usunie Gwiazdkę, Jinx obiecała zająć się Raven, Czerwony X Bestią, James Cyborgiem.
 Czyli to ja miałam pokonać Robina? Skąd on bierze te swoje genialne pomysły? Jak ja mam tego dokonać sama? Jest zbyt silny, szybki i doświadczony. Moje sztuczki w niczym mi nie pomogą. 
 James ścisnął moją drżącą dłoń chcąc dodać mi otuchy. Miałam ochotę krzyczeć aby zostawili moich przyjaciół w spokoju. Ale nie mogę nic zrobić. Będę patrzeć jak ich tracę.


***

 Przez resztę dnia razem z Jamsem ćwiczyliśmy na sali treningowej. Pobiegałam trochę na bieżni, porozciągałam się natomiast mój towarzysz podnosił ciężary. Później dla zabicia czasu włączyliśmy sobie telewizor. Kiedy wreszcie dzień dobiegł końca a słońce schowało się za horyzont Kometa pojawiła się w salonie. Szczerzyła do nas zęby i bawiła się lśniącymi włosami. Jest tak niesamowicie podobna do Gwiazdki.. Muszą być jakoś spokrewnione tylko nic mi o tym nie wiadomo. 
 Zgodnie z planem ja i James włamujemy się do laboratorium aby ukraść pożądaną przez Slade'a substancję. Narobimy niezłego bałaganu a to wszystko ma na celu odwrócenie uwagi Tytanów od naszego rzeczywistego celu: pozbycia się Gwiazdki. Nie mam pojęcia w jaki sposób Kometa tego dokona ale boję się o tym pomyśleć. Pocieszam się, że przecież dziewczyna jest silna i z pewnością da sobie radę z przeciwniczką. 
 James starał się ignorować podniecony szczebiot dziewczyny która bezceremonialnie wpakowała się na siedzenie obok kierowcy. Ja usiadłam z tyłu i wbiłam wzrok w swoje ciemne buty. Starałam się nie myśleć o pojedynku Czerwonego X'a z Bestią. Jak mój przyjaciel sobie z nim poradzi? Kto będzie po Gwiazdce? Muszę przyznać, że pomysł Slade'a z eliminowaniem ich po kolei jest bardzo dobry. Z biegiem czasu będą coraz słabsi zarówno fizycznie jak i psychicznie. 
 Za oknem mijałam najpierw piękne lasy, drzewa później z wielką prędkością przejechaliśmy przez miasto. Szare bloki, sklepy, zadbane wieżowce. Ludzie zadowoleni i uśmiechnięci wychodzili ze stadionu. Pewnie odbywał się mecz lub koncert. Zazdrość i smutek które mnie teraz ogarnęły musiałam zepchnąć na dalszy plan bo usłyszałam ciekawą rozmowę.
- Gwiazdka jest moją tępą siostrunią. Na pewno uwierzy w bajkę którą jej przedstawię. Nie będę musiała nawet z nią walczyć. 
 James zacisnął mocniej dłonie na kierownicy.
- Więc co jej powiesz? - spytał.
- Że na naszej biednej, rodzinnej planecie wybuchła straszliwa wojna.. oj, straszny karambol. Tylko we dwie możemy zapobiec dalszemu rozlewowi krwi, musimy stąd wyruszać. Natychmiast - zaniosła się śmiechem.
 Znam Gwiazdkę. Jest wrażliwa na krzywdę innych i za wszelką cenę będzie broniła niewinnych. Tylko, że tym razem jej rodzona siostra ją oszuka. Jak można być tak podłym? Dlaczego ta dziewczyna chce zniszczyć najbliższą osobę? 
 Wielki, prostokątny budynek w którym było dużo szkła i metalu wyglądał niepozornie. Slade wspominał, że mam ukraść truciznę. Nie mam pojęcia po co mu potrzebna. Uświadomiłam sobie, że mam naładowany pistolet przypięty do spodni. Mam walczyć ponieważ ostatnio nie spisałam się tak dobrze jak się spodziewano. Nawet mnie to interesuje.
Obok laboratorium była wielka fabryka. Pięknie, więcej świadków.
- Wchodźcie - usłyszałam polecenie w słuchawce.
  Nie wiem skąd James to wszystko umie ale jakimś cudem otwiera drzwi nie włączając alarmu antywłamaniowego. Kometa pobiegła w całkiem innym kierunku. Będzie zapewne czekała aż Tytani się rozdzielą i wtedy dopadnie swoją siostrę.
 James cisnął ciężkim dyskiem w jedne z drzwi uruchamiając  syrenę. Zrobiliśmy to celowo żeby Tytani wiedzieli gdzie nas szukać ale nie na tyle łatwo żeby się zorientowali. Poszliśmy kilka sal dalej. 
 Zakryłam sobie nos ze wstrętem. Pomieszczenie było ogromne, pełno blatów ze sprzętem laboratoryjnym. Na haczykach powieszone białe fartuch a  na białych półkach stało mnóstwo butelek z jaskrawymi nalepkami. 
 James podszedł do półek i zaczął uważnie czytać. Ja wyciągnęłam pistolet. Jest naładowany. Przez ostatnich kilka dni mój towarzysz uczył mnie strzelać. Początkowo szło mi dosyć opornie ale wreszcie mi się udało trafiać do celów.
 Chłopak schował mała buteleczkę do kieszeni kurtki kiedy usłyszeliśmy pewny siebie głos:
- Odłóż to na miejsce, złodzieju. 
 Pojawili się wszyscy oprócz Cyborga. Co się ostatnio z nim dzieje? Dlaczego nie bierze udziału w akcjach tak jak wszyscy inni?
- Bo co mi zrobisz, co? Polecisz do tatusia na skargę? - uśmiechnął się drwiąco James.
 Zerknęłam na idealnie obojętną Raven, Gwiazdkę która miała nogę w bandażu i smutnego Bestię. Popatrzyłam prosto w jego zielone oczy starając się przekazać mu w myślach, że jestem niewinna. Do licha ciężkiego, jak mogę być bez winy trzymając pistolet w dłoni? Przecież wszystko wskazuje na to, że jestem przestępcą. Zacisnęłam mocno palce na broni.
 Pokonanie Gwiazdki nie było dla mnie trudne. Pocisk minął jej twarz o kilkanaście centymetrów, prawie ją zabiłam. Dziewczyna była przerażona, ból w rannej nodze dał o sobie znać. Gorzej z Raven, nigdy nie miałam okazji się nią zmierzyć. Jej moce, zdolność znikania w najmniej oczekiwanym momencie i szybki zaklęcia całkowicie mnie rozbroiły. Nie wiem ile bym jeszcze wytrzymała latających w moim kierunku ciężkich przedmiotów kiedy James rzucił kilka ciężkich kul. Wybuchły, gęsty czarny dym. Nie widziałam nikogo i niczego. Ktoś chwycił mnie za ramię i wyprowadził z pomieszczenia.
- Teraz Kometa wkroczy do akcji - szepnął James - my musimy uciekać.


***

 Wszystko odbyło się zgodnie z planem. Tytani rozdzielili się, Gwiazdka została sama. Jej siostra początkowo udawała zaskoczenie kiedy ją spotkała. Musiałą długo przekonywać dziewczynę aby jej uwierzyła. Jednak była tak przejęta losem swoich biednych, pokrzywdzonych przez wojnę rodaków, że bez zastanowienia wyleciała razem z Kometą zostawiwszy jedynie krótki liścik z przeprosinami dla przyjaciół. Slade był taki szczęśliwy jakby wygrał milion w totka. 
- O jednego Tytana mniej - powtórzył kilkakrotnie.
 Domyślam się co teraz się dzieje w wieży. Robin jest wściekły, że stracił wojowniczkę ze swojej drużyny. Mało tego przecież jest jego dziewczyną. Jeżeli wcześniej mnie nie lubił teraz już mnie nienawidzi. Raven pewnie udaje niewzruszoną i obojętną a w środku rozgrywa się prawdziwe piekło. Bestia zaszył się w swoim pokoju i jest tak smutny, że nie ma siły się kłócić z Cyborgiem z którym nadal nie wiadomo co się dzieje. 
 Ponieważ dochodziła już czwarta nad ranem uznaliśmy, że pora wreszcie się położyć spać. Wspinając się po drewnianych schodach zauważyłam, że James jest bardzo zamyślony.
 Przystanęłam przy drzwiach swojego pokoju i zażartowałam:
- Zakochałeś się w Komecie czy co? 
 Zdziwiony nawet się nie roześmiał.
- Ta lala nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia - mruknął obojętnie.
- Więc o co chodzi? 
 Czyżby miał wyrzuty sumienia, że pozbyliśmy się Gwiazdki? Obawiał się o dalszą część naszego planu? Nie to niemożliwe żeby aż tak się bał. To ja tu jestem tchórzem.
- Dobranoc, Melanie - szepnął i pocałował mnie w policzek.
 Obserwowałam jak znika za drzwiami swojego pokoju nadal czując na twarzy rozkoszne gorąco. 


----------------------------------------------------------------
Witajcie moi drodzy!
Wiem, wiem jestem bardzo okropna nie dodając rozdziałów regularnie. Ale ostatnio jest tyle spraw do załatwienia; kupienie książek, przyborów i ubrań.. Nie znam nawet jednej osoby z mojej nowej klasy, w liceum byłam dwa razy xD Boję się strasznie nie wiem jak Wy :D może ktoś mi doradzi jak sobie radzić ze stresem? 
Macie już kupione wszystko do szkoły? Bo ja tradycyjnie nakupiłam ubrań a książek dalej nie mam xD 
Dobrze, biorę się za czytanie Waszych blogów!
Uczcijmy ostatni dzień wakacji! (bez alkoholowo oczywiście xD) 

czwartek, 20 sierpnia 2015

23.

Zaledwie kilka minut wystarczy mi żeby wywołać groźny pożar po tej stronie budynku w której nie ma Plazmusa. Czerwone płomienie liżą szare ściany więzienia, gęsty, czarny dym unosi się wydzielając nieprzyjemną woń spalenizny. Słyszę jak włącza się alarm przeciwpożarowy, więźniowie ubrani w charakterystyczne stroje są wyprowadzani przez policjantów i pracowników placówki przed budynek. Zapewne zostały podjęte już odpowiednie kroki aby ugasić pożar więc spieszymy się. 
 Nie mogę się napatrzeć na Jamesa. Jest niesamowicie szybki a przy tym nie robi wcale hałasu. Porusza się bezszelestnie, a jego zielone oczy lustrują uważnie otoczenie. Bije od niego duma, pewność siebie. Widać, że jest w swoim żywiole. Czarna kurtka opina umięśniony tors a na ustach błąka się łobuzerski uśmiech. Wyjął pistolet, jest w gotowości.
 Skręcamy w jeden z korytarzy, wszystkie wyglądają tak samo. Są białe, brak w nich okien. Jednymi źródłami światła są małe, irytujące żaróweczki. Nie ma krzeseł, obrazów to sprawia, że dobrze wiesz, w jak strasznym miejscu się znajdujesz. 
- Uważaj na siebie - słyszę Slade'a.
 Chciałabym odpowiedzieć "spadaj ty dziadzie" ale siedzę cicho. Walczę z pokusą zwyzywania go od najgorszych kiedy docieramy na miejsce. Nie mam pojęcia jak James to robi ale wyważa drzwi. 
 Wchodzimy do pomieszczenia które przypomniało mi pracownię chemiczną w mojej szkole. Pełno tu szkła i sprzętu laboratoryjnego. Zarówno ściany jak i podłoga są z białych płytek. Czuję silny zapach chemikaliów, nieprzyjemny i drażniący. Po środku laboratorium stoi wielka komora wypełniona przezroczystym płynem. Znajduje się w nim lub "unosi się" półnagi mężczyzna. Jego rysy twarzy wskazują na to, że śpi. Podłączony jest do specjalnej aparatury umożliwiającej mu oddychanie. 
- Teraz go obudźcie - rozkazuje Slade.
 James podchodzi do szklanej komory i silnym kopniakiem powoduje pęknięcie z którego szybko wycieka substancja. Następnie rzuca probówką w śpiącego.
 Nagle otwiera oczy. Zdejmuje urządzenie z twarzy. Przez chwilę jest zdezorientowany i zagubiony. Spogląda to na mnie to na Jamesa i po chwili uświadamia sobie prawdę: został obudzony, zaraz przemieni się w potwora. Wytrzeszcza oczy przerażony.
- Co zrobiliście, jestem człowiekiem tylko..
 Urwał w połowie zdania żeby wydać przeciągły ryk. Miejsce mężczyzny zajął ogromny, fioletowy potwór. Wyglądał jakby był ulepiony z jakiejś odrażającej substancji. Zrobiło mi się niedobrze, ale wzięłam głęboki oddech i zaczęłam się cofać. James rzucił w stwora pomarańczowym dyskiem i dołączył do mnie przy wyjściu. 
 Biegliśmy ile sił w nogach aby jak najszybciej opuścić to miejsce. Słyszałam wycie syren strażackich, pożar zostanie zaraz ugaszony i wtedy nic nie odciągnie od nas uwagi. 
- Tytani zaraz tam będą. Rozdzielcie się.
 Zacisnęłam z całej siły pięści. A jednak, będę zmuszona walczyć z przyjaciółmi. Nie czas i miejsce na dyskusje. James biegnie na oddalony parking. Ja zmierzam w kierunku lasu. Nie mam pojęcia co ma na celu rozdzielanie się, ale jest to rozkaz Slade'a więc musimy go wykonać. Boję się. Nie lękam się jednak o siebie, tylko.. o Jamesa. Dziwnie się czuję myśląc o nim, pokonanym, zniszczonym. Lubię sobie wyobrażać Slade'a który przegrał ale on to całkiem inna sprawa.  
 Mijam kolejne drzewa i stwierdzam, że nie ma sensu zagłębiać się dalej. Mogłabym mieć później trudności z odnalezieniem drogi powrotnej. Nagle przeszył mnie lodowaty dreszcz. Coś poruszyło się w ciemnościach. Wytężyłam wzrok i w bladym świetle księżyca dostrzegłam wielkiego wilka. Zwierzę przystanęło i obnażyło kły. Jednak po chwili skuliło łeb i zaczęło skomleć. Zrobiło mi się go żal. 
 Podeszłam bliżej i wyciągnęłam drżącą dłoń. Kto normalny chce głaskać wilka? Cóż, nigdy nie należałam do racjonalnie myślących osób. Zanim dotknęłam szpiczastego ucha na miejscu wilka stał już Bestia. Serce ścisnęło mi się ze smutku na jego widok. Jak dawno nie widziałam tych wesołych, zielonych oczu, rozczochranych włosów. Usta które praktycznie cały czas wyginają się w uśmiechu. Jednak teraz na twarzy przyjaciela malowała się rozpacz i ból. Pewnie wyglądam tak samo, pomyślałam.
- Melanie, dlaczego? Co my.. co ja ci zrobiłem? - spytał cicho.
- Bestio, ja nie.. 
- MILCZ! - usłyszałam w słuchawce.
 Zacisnęłam usta tak mocno, że zabolało. Staliśmy tak przez chwilę patrząc się na siebie. Bestia starał się wyczytać coś z mojej twarzy, ja delektowałam się jego widokiem. Patrzyłam się jakby to był najpiękniejszy obraz świata, starałam się zapamiętać każdy szczegół. W trudnych chwilach będę sobie przypominać przyjaciela. Przyjaciela który nigdy we mnie nie zwątpił.
- Zdrajca. Plugawa, zakłamana oszustka.
 Tylko jedna osoba na świecie może mówić w ten sposób. Wyrazić całą nienawiść bez podnoszenia głosu. Odwróciłam się szybko i moim oczom ukazał się widok którego tak bardzo się bałam. Wysoki, umięśniony, pewny siebie. Ubrany w swój strój. Nie widziałam teraz jego oczu ale jestem pewna, że zieją chłodem. Z przystojnej twarzy nic nie da się wyczytać.
- Walcz - powiedział Slade.
 Nie potrafię się ruszyć. Nogi zrobiły mi się jak z waty, w uszach zaczęło mi piszczeć. Nie boję się o siebie, tylko o nich. Nie chcę zadawać bólu.
- Więcej razy nie powtórzę.
 Najbliższy kamień mknął w kierunku Robina jednak on szybko zrobił unik. Dlaczego Bestia stoi bezczynnie i tylko się przygląda? Odwrócił wzrok a na jego policzku dostrzegłam łzę. A niech to, sama się zaraz poryczę. 
 Robin uderzył mnie w twarz, zatoczyłam się i upadłam.
- Daliśmy ci dom, pomagaliśmy ci a ty tak się nam odpłacasz? - mimo otrzymanego ciosu widziałam go dalej wyraźnie. Adrenalina robi swoje.
 Wyciągnęłam z kieszeni kilka ciężkich kul. Cisnęłam je w kierunku przeciwnika, zaczął się krztusić szarym dymem. Korzystając z okazji podbiegłam do niego. W dłoni trzymałam wyjęty przed chwilą nóż. Nie chciałam go zabić, jedynie spowolnić. Złapał mnie za nadgarstek, jest silny. Zbyt silny dla mnie. 
 Popchnął mnie mocno na drzewo. Złapał drugą rękę i przystawił do gałęzi. Nasze twarze dzieliło teraz kilkanaście centymetrów.
- Jesteś potworem takim samym jak Slade - wycedził Robin patrząc mi prosto w oczy.
 Jestem dużo niższa, więc zadarłam głowę aby nie myślał, że się go boję.
- Tak? Dlaczego mi nie wspomniałeś, że byłeś jego praktykantem? - spytałam.
 Wreszcie przestał nad sobą panować. Nigdy nie widziałam go aż tak wściekłego. Zacisnął palce na moich nadgarstkach jeszcze mocniej, miałam ochotę wrzeszczeć żeby mnie puścił.
- Nie masz pojęcia o czym mówisz, nigdy nie dołączyłem do niego z własnej woli.
 Chciałam powiedzieć, że ja też nie robię tego z własnej woli, że jestem zmuszona, ale ból był tak potworny, że nie byłam w stanie dłużej wytrzymać. Mocny kopniak w krocze uwolnił mnie od Robina. Obejrzałam się ostatni raz na Bestię który rozdarty, nie wiedział co robić.
 Pobiegłam ile sił w nogach w kierunku drogi. Nagle nadjechał samochód prowadzony przez Jamesa. Zatrzymał się z piskiem opon tuż obok mnie. Wsiadłam szybko, zatrzasnęłam drzwiczki i starałam się nie wybuchnąć płaczem. 


***



- Świetnie sobie poradziliście, mam tylko jedno ale.. - powiedział Slade na powitanie. 
 Siedział na zdobionym krześle w podziemnym pomieszczeniu. Droga do "domu" upłynęła nam spokojnie, James się nie odzywał ja walczyłam z wyrzutami sumienia i łzami. Co dziwne, Tytani nie pojawili się w pełnym składzie. Mój towarzysz walczył z Gwiazdką i Raven. Z tego co wiem postrzelił tą pierwszą w nogę. Przeraziłam się jak o tym usłyszałam a on wzruszył tylko ramionami. Czasem się go boję.
- .. Melanie, nie walczyłaś z zielonym. Nie będę tego tolerował, masz go traktować tak samo jak innych.
 Kiwnęłam głową mając nadzieję, że nie zauważy mojej wściekłej miny. Nie, nie będę. Bo to mój przyjaciel, dopóki on mnie nie zaatakuje ja nic mu nie zrobię. Przypomniałam sobie o mojej mamie. Nie dawałam znaku życia od.. od jak dawna? Muszę się z nią skontaktować, dać znać, że wszystko w porządku. Czyli będę kłamała jak zawsze.
- Slade, proszę mogę odwiedzić mamę? Chcę tylko pokazać, że żyje - szepnęłam spuszczając wzrok na swoje buty.
 Po dłużej chwili zastanowienia powiedział:
- Tak. Ale zrobisz to pierwszy i ostatni raz.
 Czyli to będzie pożegnanie. Co ja mam jej powiedzieć? Jak mam to wszystko wytłumaczyć? Tym bardziej, że przestanę chodzić do szkoły  i do pracy. "Mamo, ja zniknę?". Dlaczego ten człowiek uparł się żeby mnie zniszczyć?
- To wszystko na dzisiaj - dodał chcąc się na nas pozbyć.
 Bez słowa skierowałam się do mojej sypialni. Lepiej będzie nazywać ją chyba celą. 
 Nawet nie zaświeciłam światła, zrzuciłam z siebie ubrania, założyłam koszulę i wpełzłam pod kołdrę. Chciałam się wypłakać ale nic z tego. Jestem zbyt zmęczona i otępiała żeby uronić choćby jedną łzę. 
  Biegłam ile sił w nogach w kierunku jedynego źródła światła w czarnym korytarzu. Bałam się tak strasznie, wiedziałam, że jeśli nie zdążę stanie się coś bardzo złego. Serce biło mi jak oszalałe, nie mogłam oddychać. Już prawie byłam na miejscu, już wyciągnęłam rękę aby poczuć ciepłe promienie kiedy wizja się zmieniła. Czarne auto pędziło prosto na mnie ale zamiast uderzyć we mnie potrąciło jasnowłosego mężczyznę z brązowymi oczami. Mojego ojca.
Patrzyłam jak leży, nieruchomy na szarej ulicy a w okół mnie rozlewa się kałuża jasnej krwi. Wrzeszczę jak najgłośniej mogę, wołam o pomoc. Niech przyjedzie wreszcie jakaś karetka! Krew zaczyna oblepiać moje nogi. Nie mogę wytrzymać, krzyczę jeszcze głośniej.
 Nagle wszystko cichnie. Spaceruję po cmentarzu. Nagle stoję przed szarym grobem na którym widnieje napis "Melanie Alison Smith, żyła lat siedemnaście. Zmarła śmiercią tragiczną". Odwracam się i dostrzegam moją mamę, bladą jak papier. Wołam do niej, macham ale ona nie widzi mnie. Wpatruje się tylko w ten nagrobek. 
 Budzę się gwałtownie wrzeszcząc jak opętana. Ręce mam mokre od potu, dyszę jak po długim biegu.  Rozglądam się po ciemnym pokoju kiedy drzwi otwierają się cicho. 
- Co się dzieje? - słyszę.
 Biorę głęboki wdech. 
- To.. to zły sen.. - szepczę i rozklejam się do reszty.
 Ryczę jak bóbr. Ukrywam twarz w dłoniach. 
 James siada na krawędzi mojego łóżka i obejmuje mnie delikatnie, nieśmiało. 
- Spokojnie, spokojnie.. - mamrocze gładząc mnie po plecach.
 Szlocham parę razy i daje sobie dziesięć sekund na dojście do siebie. Ocieram twarz rękawem koszuli. 
- Miałeś rację, jestem straszną beksą - mówię opierając się o niego.
- Lubię beksy - śmieje się. 
- A ja lubię osoby które lubią beksy - mamroczę.
- Dobra, chyba rzeczywiście potrzebujesz snu - wstaje a ja łapię go za rękę.
 Zdziwiony odwraca się, a ja jestem pewna, że się zarumieniłam. Dobrze, że jest ciemno, może tego nie zauważy.
- Zostań ze mną - proszę.
 Kładzie się obok mnie przykrywa mnie kołdrą, sam leży w ubraniu. Obejmuje mnie silnym ramieniem a ja wreszcie od kilku, może kilkunastu miesięcy się do kogoś przytulam. Wreszcie czuję się bezpieczna.

-------------------------------------------------------------
Dam dam!
Dziękuję wszystkim bardzo za komentarze, nawet nie wiecie jak bardzo motywujecie i dostarczacie mi pomysłów!
Przepraszam za długą nieobecność zarówno tutaj jak na Waszych blogach. Nie będę się tutaj wyżalać, ale miałam dużo problemów jeżeli chodzi o życie prywatne, za karę zabrano mi laptopa.. 
No ale nic, najważniejsze, że już jestem :)!
Co sądzicie o konfrontacji Meli z Robinem? Czy polubiliście Jamesa?
Do napisania kochani :* 

wtorek, 11 sierpnia 2015

22.



- Jak to? - spytałam od razu żałując, że nie zamilkłam.
 James patrzył na mnie przez chwilę zasmucony, jakby zawstydził się tym, że okazał przy mnie uczucia. Zmienił wyraz twarzy na bezczelny i arogancki. Wzruszył ramionami i oparł się plecami o białą ścianę.
- Kobieta która mnie urodziła była dziwką i narkomanką. Nie wiem kto jest moim ojcem. Nie wiem czy mam rodzeństwo - wyjaśnił spokojnym, obojętnym tonem jakby mówił o pogodzie.
 Poczułam jak łzy napływają mi do oczu. To ja rozpaczam, narzekam z byle powodu podczas kiedy ten chłopak przeżył taką tragedię?  Udawał, że nic go to nie obchodzi, ale widziałam jak zareagował. To okropne, czuć, że nikt cię nie kocha, nie potrzebuje.. Nie potrafię sobie wyobrazić ogromu bólu jaki przeżył. Dlatego stał się przestępcą, pomyślałam. Nie potrafi żyć inaczej, nikt nie uczył go jak należy postępować.
 Usiadł obok mnie na niewielkim łóżku i uśmiechnął się złośliwie.
- Nigdy nie widziałem takiej beksy jak ty, słowo daję.
 Wytarłam pospiesznie policzki. Wiem, że to całkowity brak kultury ale muszę się dowiedzieć w jaki sposób się tutaj znalazł. Intuicja podpowiada mi, że nie jest złym człowiekiem. 
- Kiedy.. poznałeś Slade'a? - spuściłam wzrok na swoje blade dłonie, żeby nie widzieć jego miny.
- Kiedy miałem czternaście lat uciekłem z domu dziecka. Przez ponad rok żyłem na ulicy, kradłem, biłem się i nocowałem w różnych dziwnych miejscach, jeśli rozumiesz co mam na myśli. Naprawdę nieźle się biłem jak na młodego chłopaka. Pewnej nocy kiedy spałem ukryty w starej kamienicy znalazł mnie. Powiedział, że jestem kimś wielkim, że widzi we mnie kogoś zdolnego - oczy zabłysły mu niezdrowym blaskiem - obiecał, że pomoże mi się zemścić. Za to, że nie miałem normalnego domu. 
 Zerknęłam na niego i zauważyłam, że teraz jest wściekły. Zemścić się..? Co stało się z tą kobietą? Jego matką? Chyba wyczytał z mojej twarzy to nieme pytanie bo odpowiedział:
- Krzyczałem na nią. Zwyzywałem. Uderzyłem - wyliczał obojętnie -  Wymierzyłem jej większą karę. Poznała mnie i dowiedziała się, jak mnie skrzywdziła. Do końca życia będzie mieć świadomość, że zniszczyła moje życie.
 Chciałam coś powiedzieć, jakoś go pocieszyć ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Czy w takiej sytuacji można powiedzieć coś mądrego? Lepiej milczeć.
- Przykro mi - szepnęłam po dłuższej chwili.
 James uśmiechał się dalej.
- Nie masz powodu. Slade jest dla mnie jak ojciec, przygarnął mnie i nauczył..
 Odsunęłam się ze wstrętem.
- Nie mów tak o nim! On jest zły!
 Chłopak wybuchł śmiechem. Ja nadal się krzywiłam i siedziałam na rogu łóżka udając zniesmaczoną. 
- Zły? Melanie, ile ty masz lat? Nie ma czegoś takiego jak dobro i zło. Tylko są ludzie na tyle słabi którzy nie potrafią walczyć o swoje. 
- Nieprawda.
 Wstał i wyciągnął z kieszeni mały przedmiot. Podał mi go.
- Tylko nie mów mu, że ci to dałem - poprosił.
 Wzięłam do reki mały medalion, jasny prostokąt ze złotym łańcuszkiem. Zawadziłam o brzeg paznokciem i otworzył się. W środku znajdowały się trzy zdjęcia; mojej roześmianej mamy, brata i fotografia taty sprzed lat. Na tym zdjęciu widać jak jestem do niego podobna.
- To jest.. to jest.. - zabrakło mi słów - niesamowite. Dziękuję, że to dla mnie zrobiłeś. 
 Wzruszył umięśnionymi ramionami i uśmiechnął się.
- Nie ma sprawy. Chodź zjemy coś.
 Założyłam wisiorek na szyję i zbiegłam za Jamesem po drewnianych schodach. 

***


- Opowiesz mi coś o Młodych Tytanach? - poprosił James wyrzucając opakowanie po tostach do kosza. 
 Siedziałam przy dużym stole w salonie. Za oknem szalała burza, widziałam pioruny, błyskało się co chwilę a wiatr huczał zdecydowanie za głośno.
- Są cudownymi ludźmi. Bronią mieszkańców miasta przed złoczyńcami - powiedziałam czując jak ogarnia mnie tęsknota za wieżą.
- Czyli przed takimi jak my - skwitował ze śmiechem.
 Skrzywiłam się teatralnie. Nie miałam zamiaru myśleć o tym, że moi przyjaciele będą teraz mnie ścigać. Że teraz jesteśmy wrogami, że to ja stałam się kimś przed kim trzeba ocalić niewinnych.
- A ta hmm.. mroczna? Slade mówił, że na imię jej Rachael Roth? 
- Tak. Ale mówimy na nią Raven - powiedziałam gotowa bronić przyjaciółki jeśli zajdzie taka potrzeba. 
 James pokiwał głową zamyślony. 
- Jest bardzo groźna. Posiada niezwykłą moc, Slade wie, że pochodzi ona od mrocznego potwora który jest jej ojcem..
 Zmarszczyłam czoło. Co? Dlaczego ja nigdy nie zastanawiałam się skąd Raven posiada magiczne zdolności? Nigdy nie pomyślałam o tym, w jakim celu tak często zamyka się w swoim pokoju i medytuje? Czyta jakieś stare tomy.. Stop! To może być kolejne kłamstwo Slade'a.
- Jest hybrydą - dodał James kiedy huknęły frontowe drzwi i weszła przez nie niska, chuda dziewczyna z różowymi włosami.
- O ta pokraka tutaj jest? - pisnęła na powitanie - przyprowadziłam gościa dla Slade'a!
 Do salonu wkroczył wysoki, umięśniony mężczyzna w czarnym stroju z czerwonym X. Miał maskę. Nic innego nie można było dostrzec.
- Jinx, co to za laseczka siedzi przy stole? 
 Dziewczyna prychnęła tylko i zniecierpliwiona ściągnęła przemoczony płaszcz. Położyła go na kanapie i zaśpiewała:
- Ach! Włamałam się dzisiaj do sklepu, ukradłam mnóstwo błyskotek! 
 Uśmiech na jej twarzy był tak szczery, że od razu uwierzyłam jej, że cieszy się z popełnionego przestępstwa. Poczułam obrzydzenie na myśl o tym niecnym występku. Co ona sobie wyobraża?
- X, chodź musimy z nim omówić wszystkie szczegóły! - krzyknęła dziewczyna.
 Zniknęli za drzwiami kuchni aby stamtąd przejść do tajemniczego pomieszczenia z ekranami, strojami i bronią. 
 Jakie szczegóły? Co Slade planuje z nimi robić? Czy to dotyczy Młodych Tytanów? Och, Melanie.. Wszystko co się dzieje w mieście ich dotyczy. Ciekawe co teraz robi Bestia. Raven pewnie medytuje, Cyborg poleruje samochód, Gwiazdka może być na zakupach. A Robin? Robin podobnie jak Slade siedzi zamknięty i obmyśla kolejny plan. Wzdrygnęłam się z niesmakiem. Porównałam ich do siebie.
- Radziłbym ci się przebrać. Kiedy zrobi się ciemno na pewno gdzieś wyjdziemy - powiedział James przyglądając mi się uważnie.


***



 Dlaczego do cholery jasnej nie mogę chodzić ubrana tak jak mi się podoba? Wszystkie moje nowe ubrania są czarne lub pomarańczowe. Ewentualnie są w tych dwóch kolorach. Na każdej koszulce, kurtce naszyte jest to przeklęte, ozdobne S! Nie mam wyjścia, muszę się w to ubrać.
 Wzięłam prysznic, związałam włosy w warkocz i założyłam czarne dżinsy, pomarańczowy podkoszulek i ciemną bluzę. Sportowe buty okazały się być bardzo wygodne. Skąd on ma te wszystkie rzeczy? 
 Wyszłam z łazienki. Dochodziła już pierwsza w nocy a mi nadal nie chciało się spać. Zawsze kiedy jestem w nowym miejscu czuję się nieswojo i nie potrafię się rozluźnić nie mówiąc już o zasypianiu. Odnalazłam Jamesa w salonie, polerował czarny pistolet.
- Coś czuję, że szykuje się niezła akcja - powiedział na mój widok uśmiechając się szeroko.
Zignorowałam jego entuzjazm i starałam się nie patrzeć na broń. Czy ja będę musiała ją przy sobie nosić czy wystarczy polegać na mojej mocy? Przeklęty dar. Gdyby nie to, że niewątpliwe coś ze mną jest nie tak nie byłoby mnie tutaj. Nigdy nie poznałabym Slade'a i Młodych Tytanów. Co z moją mamą? Nie wolno mi się z nikim kontaktować, zaczną mnie szukać.. Może udałoby mi się ubłagać Slade'a o jedno spotkanie? Skłamałabym, że gdzieś wyjeżdżam..
- Chodź, idziemy.
 Slade nadal tkwił w tym tajemniczym pomieszczeniu. Usłyszał jak wchodzimy i odwrócił się do nas.
- James, pamiętasz o tym stworze o którym mówiłem? - spytał beznamiętnym tonem.
 Chłopak skinął głową. 
- Otóż, dzisiaj włamiecie się do więzienia i uwolnicie Plazmusa. Potrzebujemy go.
 James zmarszczył czoło jakby się nad czymś zastanawiał. Po co nam jakiś stwór? Do czego go użyjemy? Nie wolno mi odzywać się bez jego pozwolenia więc milczałam.
- Melanie powinna bez trudu unieszkodliwić strażników, James pomożesz jej. Wystarczy, że obudzicie stwora dalej nie musicie nic robić. 
  
***

 W nocy jest znacznie chłodniej niż w dzień. Dobrze, że się odpowiednio ubrałam. James zaparkował samochód na parkingu oddalonym trochę od więzienia. Przecież nie można tam wejść ot tak sobie i krzyknąć "Stworze, zbudź się". Nie rozumiem w jakiś sposób mamy to zrobić. Poczułam jakby ktoś wsypał mi do brzucha kostki lodu. Chyba, że mamy zabić wszystkich strażników. Nie potrafię tego zrobić. 
- Dobrze - usłyszałam w słuchawce- kiedy znajdziecie się dostatecznie blisko zacznij działać, Melanie.
 Ty tępy, głupi dziadzie, pomyślałam. Chętnie bym popatrzyła jak zostajesz skazany za swoje przestępstwa i zamknięty w więzieniu. 
- Tylko pamiętaj, żeby zachowywać się cicho. Bo jeśli zacznie wyć syrena zlecą się wszyscy i jeszcze wezwą posiłki. Musimy po cichu załatwić każdego z nich - instruował mnie James - jak z monitoringiem, panie? 
- Włamałem się do ich systemów. Kamery za chwilę przestaną działać.
 James uśmiechnął się zadowolony.
- To będzie bułka z masłem.
 Kiwnęłam głową nie wiedząc co powiedzieć. Zbliżaliśmy się do wielkiego, szarego budynku. Ciemności rozpraszały jedynie nieliczne latarnie. Z powodu chłodnego wiatru naciągnęłam na głowę kaptur. Uspokój się. To nic takiego, nie masz się czym przejmować.. Kogo ja oszukuję? To co robię jest złe. Chciałam walczyć z przestępcami a tymczasem stałam się jednym z nich. Paranoja.
 Zbliżaliśmy się do cichego, spokojnego budynku. Zaczęłam gorączkowo rozmyślać w jaki sposób mamy się tam dostać niezauważeni. To niemożliwe, przecież to pilnie strzeżone więzienie! Co to za głupota.. 
- James, wcale nie musimy się skradać i być niezauważeni - powiedziałam.
 Uniósł pytająco brew. Slade milczy, pewnie czeka aż rozwinę myśl.  
- Odwróćmy ich uwagę. Zróbmy coś dzięki czemu zapomną o wszystkim.
- W jaki sposób? - spytał surowo Slade.
- W której części budynku jest nasz stwór? 
- Lewej - mruknął obojętnie James.
 Jestem potworem. Nienawidzę siebie, jak mogłam w ogóle o czymś takim pomyśleć? Przełknęłam nerwowo ślinę starając się zdusić narastające wyrzuty sumienia.
- Jeśli budynek zacznie płonąć wszyscy z niego uciekną - szepnęłam.


---------------------------------------------------------------------------------
Witam!
Dosłownie przed godziną weszłam do domu. Przejechałam całą naszą piękną Polskę i wcale nie jestem zmęczona xD. Pogoda była cudowna, opaliłam się tak strasznie, że wszystko mnie boli :D
Wielkie dzięki za czytanie i komentowanie to bardzo motywuje!
Proszę o trochę cierpliwości jeżeli chodzi o czytanie waszych blogów bo czeka mnie jeszcze duużo snu xD
Korzystajmy z upałów! (tylko bez przesady bo skończycie jak ja xD)
Pozdrawiam :*