Gdyby ktoś teraz zadał mi pytanie, kim jest mój najlepszy przyjaciel miałbym poważny problem z udzieleniem poprawnej odpowiedzi. Przez całe życie nie miałem nikogo kto kochałby mnie, akceptował takim jaki jestem. Można powiedzieć, że żyłem z dnia na dzień, egzystowałem, czepiając się kurczowo silniejszych od siebie. W zamian za posłuszeństwo mogłem liczyć na godziwe warunki do życia. Ale nic nie zastąpi normalnego, zwyczajnego domu. Odczuwałem ogromną wściekłość, chorobliwą zazdrość kiedy myślałem o tym, że są młodzi mężczyźni, którzy mogą liczyć na wsparcie rodziny, przyjaciół, zdobywają wykształcenie lub podejmują pracę. Ja nigdy nie odczułem prawdziwego życia. Nienawidziłem z całego serca mojej matki, dla której nic nie znaczyłem. Naładowałem pistolet, wpatrując się w głęboką czerń broni. Wziąłem głęboki oddech. Czułem się lepiej, kiedy miałem go przy sobie, odczuwałem swego rodzaju satysfakcję, że mogę zadecydować o czyimś życiu. Mogę je odebrać, kiedy najdzie mnie taka ochota.
Wyprostowałem się kiedy Slade wszedł do salonu. Rzadko przebywał w tym miejscu, najwidoczniej miał coś bardzo ważnego do przekazania. Przestałem się bawić bronią i zerknąłem na siedzącą na kanapie Jinx. Z wyraźnym skupieniem oglądała wieczorne wiadomości. Miała zaróżowione policzki, niedawno weszła. Na zewnątrz panowała ponura zima, śnieg zdawał się przytłaczać konary drzew.
- Wiesz już czego od ciebie oczekuję? - spytał Slade, zatrzymując się kilka metrów ode mnie.
Kiwnąłem głową. Wyjaśniał mi to już wcześniej.
- Zdajesz sobie sprawę, że możesz zginąć? Tytani nie poddadzą się tak łatwo - oznajmił a po chwili dodał ironiczym tonem - obrońca Gotham tym bardziej.
Uśmiechnąłem się szeroko.
- Nie boję się śmierci. Zemsta to jedyne o czym teraz marzę.
- Nie sądziłem, że kiedyś to powiem ale jestem z ciebie dumny.
Jinx chrząknęła znacząco i zachichotała. Posłałem jej sarkastyczny uśmieszek. Slade wyszedł z pokoju, zostawiając nas samych. Dziewczyna wstała szybko i podbiegła do mnie zadowolona.
- Nie mogę uwierzyć, że się zgodziłeś! To będzie świetna zabawa! - krzyknęła, rzucając mi się w ramiona.
Zdziwiony objąłem ją. Cóż, po niej się można wszystkiego spodziewać.
- Wiesz, nikt nie powiedział, że nam się uda - powiedziałem i poczułem jak Jinx całuje mnie w policzek.
- Wierzę w ciebie, mój bohaterze..
***
Robin:
- Ale naprawdę, wolałbym pojechać do Gotham sam. Chcę to z nią wyjaśnić - powiedziałem po raz setny i niewątpliwie ostatni.
Bestia wywrócił oczami, a Raven okręciła szyję czarnym szalem. Uparli się, że wszyscy musimy wybrać się do miasta mojego przybranego ojca, aby porozmawiać z Melanie. Jakby nie rozumieli, że sprawa dotyczy nas a nie całej drużyny! Szczerze mówiąc, będę czuł się skrępowany, kiedy z Melanie będziemy rozmawiać o naszych prywatnych sprawach i będzie się temu przysłuchiwać czwórka wścibskich Tytanów. Gwiazdka założyła na głowę fioletową czapkę i kaszlnęła głośno. Miała zarumienione policzki i wydała się być szczerze zmartwiona. Nigdy sobie nie wybaczę tego, co zrobiłem tak cudownej dziewczynie, jak ona. Wyjaśniłem jej całą sytuację, opowiedziałem wszystko ze szczegółami. Przez pierwsze kilkanaście minut, tylko kiwała głową a zielone czy błyszczały smutno. Położyła mi dłoń na ramieniu i zapewniała, że pomoże odnaleźć Mel i wyjaśni, że nie czuje do niej żadnej urazy, nienawiści, że nadal możemy tworzyć drużynę. To sprawia, że czuję się jeszcze podlej. Po tym co jej zrobiłem nie zdziwiłbym się gdyby nie chciała się do mnie odzywać, obraziła się. Nigdy bym się nie spodziewał, że Star spróbuje mi wybaczyć.
- Siadajcie do samochodu - rozkazał Cyborg, wskazując na niebieskie auto.
Zająłem miejsce obok kierowcy, Bestia z dziewczynami usadowili się z tyłu. Ruszyliśmy, w radiu grała rzewna ballada. Jump City szybko pokrywało się śnieżną pierzyną, co rusz można było zobaczyć rzucające się śnieżkami dzieciaki, dorosłych poowijanych szczelnie w szaliki. Zdałem sobie sprawę, że już niedługo nadejdą święta. Pewnie Bruce zaprosi nas wszystkich do siebie. To smutne, ale żaden z Tytanów nie ma gdzie się podziać w wolny czas. Jesteśmy dla siebie jak rodzina, powinniśmy się zawsze wspierać, unikać konfliktów i nieporozumień. To ja doprowadziłem do tej napiętej sytuacji i teraz muszę się postarać, aby wszystko wyjaśnić. Przede wszystkim uświadomić Melanie, że nie jest ze wszystkim sama, że wieża Tytanów nadal jest jej domem a jej mieszkańcy przyjaciółmi. Mel nie może uciekać za każdym razem, kiedy dzieje się coś złego, ponieważ to nie jest żaden sposób na rozwiązanie konfliktu.
- A właściwie to co robiłaś przez ten czas, kiedy cię nie było, Star? - spytał Cyborg, włączając kierunkowskaz.
Dziewczyna zmarszczyła czoło, zastanawiając się nad odpowiednim doborem słów. Westchnęła ciężko i przemówiła, spuszczając wzrok na splecione na kolanach dłonie.
- Byłam w więzieniu - wyznała.
Wszyscy otowrzyliśmy szeroko oczy ze zdumienia.
- Jak to? - spytał przejęty Bestia.
- Moja siostra okłamała strażników, nagadała jakichś bzdur.. Wtrącili mnie do więzienia, ale na szczęście udało mi się z niego uciec. Kiedy tylko miałam możliwość wróciłam do was.
Nikt nie pytał o nic więcej. Dopiero po kilkunastu minutach Cyborg oznajmił:
- Zatrzymujemy się w jakimś fast foodzie. Konam z głodu..
***
James:
Pierwszy raz w życiu znalazłem się w Gotham. Muszę przyznać, że miasto nie zrobiło na mnie jakiegoś szczególnego wrażenia. Szczerze mówiąc, najlepiej czuję się na "odludziach", miejscach, gdzie jest mało ludzi i można cieszyć się spokojem i samotnością. A ty gdzie się nie ruszysz, wszędzie pełno obcych. Cały czas trzeba się mieć na baczności. Jinx obiecała zachowywać się cicho i dostosować się do wszystkich rozkazów Slade'a. Mam nadzieję, że dotrzyma słowa, ponieważ nie zamierzam tracić czasu na coś, co dziewczyna może zniszczyć.
Naciągnąłem kaptur na głowę i oparłem się o zimną ścianę wielkiej galerii handlowej. Ludzie nosili kolorowe torby ze świątecznymi zakupami, reklamówki wypełnione jedzeniem i przekąskami. Wszyscy naiwnie wierzyli, że mogą czuć się bezpiecznie w miejscu w którym właśnie w tej chwili, różowo włosa dziewczyna umieszcza ładunki wybuchowe. Dostaliśmy od Slade'a jasne instrukcje: mamy wysadzić ten budynek. Nasz szef jest pewien, że zjawi się tutaj Melanie, aby uratować niewinnych i wtedy ją zabiję. Postrzelę ją w głowę albo przebiję nożem jej klatkę piersiową. Albo zrobię to i to. Uśmiechnąłem się do swoich myśli. Nikt mi dzisiaj nie może przeszkodzić. Czuję, po prostu czuję, że wszystko się powiedzie. Zemsta ma słodki smak, pozwala zapomnieć o doznanej krzywdzie, pokazuje, kto tak naprawdę jest silniejszy, kto rządzi. Zaspokaja apetyt na sprawiedliwość. Już dzisiaj wieczorem to miejsce będzie podawane w wiadomościach jako tragicznie zmasakrowane.
- James, czy widzisz gdzieś kogoś podejrzanego? - usłyszałem w słuchawce niski głos.
Rozejrzałem się uważnie. Matka z małym chłopcem, otyły mężczyzna niosący stos pudełek zapakowanych w ozdobny papier. W oddali szybko jadące samochody, mnóstwo śniegu i cholerne zimno.
- Nie - odpowiedziałem szybko.
- Mam nowe informacje.
Wstrzymałem oddech, szykując się na najgorsze. Coś w stylu, akcja odwołana, spadajcie do domu.
- Okazuje się, że Młodzi Tytani wybierają się dzisiaj do Gotham - Slade wydawał się być tym bardzo zirytowany.
Lepszej wiadomości nie mogłem dostać. Dzisiaj zabiję nie jednego mojego wroga.
- Świetnie się składa. Robin zobaczy jak jego ukochana rozpada się na kawałki.
***
Melanie:
Złapałam się za brzuch, który bolał mnie od nadmiernego śmiechu. Widok Damiana grającego w szachy z Barbarą był ponad moje nerwy. Chłopak przegrywał za każdym razem, głośno skarżąc się na doznaną niesprawiedliwość. Rudowłosa dziewczyna spokojnie znosiła jego wyzwiska, uśmiechając się złośliwie i za każdym razem pokonując go. Jakby tego wszystkiego było mało Tim co chwilę wtrącał kąśliwe uwagi, zerkając na całą scenę z drugiego pokoju.
- To nie fair! - wrzasnął Damian po raz czterdziesty.
Barbara otowrzyła usta żeby mu odpowiedzieć, ale w tej samej chwili zawył głośn alarm. Wszyscy poderwali się z miejsc i pobiegli w nieznanym mi kierunku. Biegłam szybko za dwójką nastolatków i chłopakiem, pokonując schody, dziwne przejścia.
Otworzyłam usta, zdumiona wyglądem dziwnego miejsca w którym obecnie przebywaliśmy. Znajdował się tutaj nowoczesny sprzęt, stroje i broń, jednak wystrój i wielkość całego pomieszczenie przypominały mi jaskinię.
- Batcave - wyjaśniła Barbara, zajmując miejsce przy wielkim komputerze.
Poprawiła okulary, wpisała błyskawicznie hasło i wyjaśniła:
- Jacyś wariaci podkładają bomby w centrum handlowym.
Kilkoma szybkimi kliknięciami uzyskała dostęp do kamery nagrywającej parking wspomnianego miejsca. Przybliżyła na opierającego się niedbale o ścianę młodego mężczyznę. Na pierwszy rzut oka nie wzbudzał żadnych podejrzeń, jednak zamiast robić zakupy lub rozmawiać obserwował innych. Nie mogłam uwierzyć, kiedy zbliżenie ukazało jego twarz.. to James.
Tim już przebrał się w swój "roboczy strój" i szykował się do odjazdu żółtym motocyklem.
- Czekaj, jadę z tobą! - krzyknęłam, machając dłońmi.
Damian parsknął śmiechem.
- Ja nie mogę jechać a ona już tak? Niezłe żarty.
Nie prosząc nikogo o pozwolenie usiadłam za Timem, zakładając w biegu ciepły płaszcz. Objęłam go z całej siły w pasie i kazałam ruszać. Nie usłyszałam co odpowiedział, bo zagłuszył go ryk silnika.
***
James:
Zapaliłem papierosa. Ale nudy, chciałbym już dostać znak, że zaczynamy. Szczerze mówiąc, już dawno nie było takiej ciekawej akcji. Wchodzisz, niszczysz, burzysz i uciekasz. Można się wyszaleć. Tylko niech Jinx nie nawali, bo się na nią zdenerwuję. Pogniewamy się na siebie, mimo, że ostatnio było między nami bardzo dobrze, wiadomo co mam przez to na myśli. Uśmiechnąłem się.
- Zaczynamy - usłyszałem i wyrzuciłem papierosa do kosza.
Jinx znajdowała się przy wyjściu z drugiej strony budynku. Zacząłem odliczać cierpliwie do dziesięciu, kiedy doszedłem do ósemki usłyszałem ogłuszający huk. Drugie piętro zajęło się ogniem, okna w wielkich szybach rozsypały się w drobny mak. Ludzie krzyczeli, wzywali pomoc.
Wszedłem do galerii, unikając przerażonych i spanikowanych spojrzeń. Hmm.. gdzieby tu się ukryć.. Melanie będzie chciała ugasić pożar, ma taką moc. Aby to zrobić będzie musiała znaleźć się w pobliżu szalajęcego żywiołu. Wyszedłem powoli po schodach, popychając ludzi. Jeden facet zagrodził mi drogę i krzyczał:
- Nie idź tam! Ludzie płoną!
Kopnąłem go w brzuch i ruszyłem dalej. Zatrzymałem się w odpowiedniej odległości od ognia, obserwując zwęglone ciała. Jinx ma zadbać o to, żeby do środka nie dostała się straż pożarna ani inne służby bezpieczeństwa.
Tego wieczoru będę tylko ja i ona. Wreszcie w sprawiedliwej walce.
***
Robin:
Gwiazdka jadła frytki z musztardą, Cyborg pochłonął trzy hamburgery a Raven i Bestia raczyli się ciepłą kawą z bitą śmietaną. Ja byłem tak zestresowany, że nie mogłem nic przełknąć. Modliłem się, abyśmy już byli na miejscu i abym miał to wszystko już za sobą. Kiedy wjechaliśmy do Gotham, uderzyła mnie fala wspomnień związanych z tym miejscem. Moje pierwsze misje, szkolenia, nowe rodzaje broni.. Również pierwsze poważne przyjaźnie, randki.
Moje rozmyślania przerwał natarczywy dzwonek telefonu.
- Halo, Barb? Coś się stało? - spytałem, nie wiedząc czego mogę się spodziewać.
Barbara, kiedy się denerwuje mówi bardzo szybko. Trudno ją wtedy zrozumieć, ale ja po latach znajomości z nią opanowałem tę trudną sztukę.
- .. w centrum handlowym ktoś podłożył ładunek wybuchowy i Melanie i Tim tam pojechali..
Sparaliżowany strachem niemal krzyknąłem:
- Dlaczego pozwoliłaś jej jechać! Ona nie może, nie teraz! Jeżeli coś jej się stanie, to..
- Myślisz, że ją do czegoś zmuszaliśmy? Uparła się, że pojedzie tam, bo tylko ona jest w stanie szybko opanować sytuację.
- Podaj mi dokładny adres, już tam jedziemy - rozkazałem.
Kiedy się rozłączyłem wszyscy patrzyli na mnie zdenerwowani. Powtórzyłem to, czego dowiedziałem się od Barbary. Cyborg natychmiast przyspieszył, mimo, że teraz przekraczaliśmy dozwoloną prędkość. Wszyscy porzucili swoje dotychczasowe zajęcia jak pogaduszki, podgryzanie przekąsek czy słuchanie piosenek. Szykowaliśmy się do walki.
***
Melanie:
Zeskoczyłam z motocykla i pobiegłam w kierunku płonącego centrum handlowego. Wszędzie dostrzegałam rannych ludzi, jednak nigdzie nie widziałam karetki lub wozu strażackiego. To przerażające ile ludzi ucierpiało w tej tragedii. Potrafię zapanować nad pożarem, muszę się tylko dostać do środka zniszczonego budynku.
Zignorowałam Tima, który kazał mi poczekać i zastanowić się co robić. Minęłam przerażone ofiary i dostałam się do środka. Krzyki i histeria spowodowały, że również zaczęłam odczuwać dławiący lęk. Zignorowałam nieprzyjemne uczucia i wbiegłam po schodach na drugie piętro.
Sklep z odzieżą, księgarnia, bar szybkiej obsługi - wszystko wydawało się zamieniać w błyskawicznym tempie w czarny proch. Muszę się uspokoić, aby zapanować nad żywiołem. Odetchnęłam głęboko.
Płomienie ognia zdawały się powoli znikać, gasnąć. Starałam się nie patrzeć na martwe ciała, skoncentrowałam się na ugaszeniu pożaru.
- Cześć, pamiętasz mnie jeszcze? - zza pleców dobiegł mnie znajomy głos.
Odwróciłam się i w tym samym momencie dostrzegłam czarny pistolet, wycelowany prosto w moją zszokowaną twarz.
***
Robin:
Wybiegłem z niebieskiego samochodu i wpadłem prosto na mojego młodszego brata. Mimo całej tragicznej sytuacji ucieszyłem się na jego widok. Tim był zdenerwowany, próbował wyjaśnić mi zaistniałą sytuację, wytłumaczyć fakt, że Melanie jest sama w płonącym budynku.
- Zrozum, uparła się.. Ona mi uciekła! - pożalił się.
Kiwnąłem głową.
- Tytani, wchodzimy! - rozkazałem.
***
James:
- James.. co ja ci takiego zrobiłam? - spytała słabym głosem dziewczyna, zerkając na dogasające płomienie.
W oczach stanęły jej łzy. Stała bezbronna, ubrana w ciemny płaszcz, wpatrując się we mnie jak w obrazek. Dlaczego nie próbowała się bronić? Czyżby nie była w stanie? Nie pozwalał jej na to strach, panika? Nie opuszczając pistoletu, uśmiechnąłem się szeroko.
- Jesteś plugawym zdrajcą - wycedziłem.
Zanim nacisnąłem spust, zauważyłem jak objęła się za brzuch, jakby chcąc chronić to miejsce przed pociskiem.
Trafiłem w sam środek klatki piersiowej. Obserwowałem jak wolno upada na brudną podłogę. Jasnoczerwona krew obficie przykryła przód czarnej kurtki, wyglądało jakby Melanie się czymś oblała. Jej brązowe oczy wpatrywały się we mnie jakby zdziwione, że byłem w stanie to zrobić. Zamrugała jeszcze kilkakrotnie, jej usta przybrały siny odcień a z twarzy odpłynął kolor, czyniąc ją idealnie białą. Jasne włosy utworzyły w okół zastygłej głowy coś na kształt złotego wachlarza. Prawdę mówiąc, wyglądała pięknie.
- R-Robin - wyszeptała zanim jej oczy stały się całkowicie nieobecne.
Po chwili usłyszałem pełen bólu krzyk zrozpaczonego mężczyzny.
***
Robin:
Wbiegliśmy po schodach, przepraszając znajdujących się tam rannych. Jakaś kobieta, krzyczała, że ubrany na czarno mężczyzna ma broń. Ogień, który wybuchł na drugim piętrze prawie został ugaszony. Bar szybkiej obsługi i okoliczne sklepy były całkowicie zrujnowane.
Dostrzegłem ją w tej samej chwili kiedy pocisk przeszył jej klatkę piersiową. Jak na zwolnionym filmie upadła powoli na zabrudzony parkiet. James schował pistolet i uśmiechnął się prosto do mnie. Nie panowałem nad sobą, zacząłem krzyczeć. Ból, który zalał mnie, kiedy patrzyłem na nieruchome ciało dziewczyny, którą kocham był tak straszny, że aż niemożliwy do opisania. Rzuciłem się na mordercę, jednak Cyborg złapał mnie i nie chciał puścić. Co on do cholery jasnej wyprawia?!
- ON JĄ ZABIŁ!!! - wrzeszczałem, jakby moi przyjaciele nie zdawali sobie sprawy z tego oczywistego faktu.
- Nie zabijamy! Nie zapomniaj o tym, my się nim zajmiemy! - przyjaciel niemal krzyczał mi do ucha, mimo to i tak wyrywałem się i marzyłem aby pozbawić życia bezczelego chłopaka, który uśmiechał się szyderczo.
Raven, Bestia, Gwiazdka i Tim w kilka minut zrobili z nim porządek. Wprawdzie walczył jednak widać jego wspólnicy nie udzielili mu należytego wsparcia, ponieważ cała czwórka szybko sobie z nim poradziła.
Zignorowałem walczących i podszedłem do martwego ciała, które jeszcze kilka minut temu było najważniejszą osobą w moim życiu.
Delikatnie otworzone sine usta, idealnie biała twarz i aureola jasnych włosów. Na środku klatki piersiowej Melanie widniała ogromna plama świeżej krwi. Spojrzałem jej prosto w oczy. Delikatne, brązowe sprawiały wrażenie mocno zdziwionych. Jakby nie spodziewały się takiego zakończenia. Zamknąłem je lekko, jakby bojąc się, że dziewczyna coś poczuje. Teraz wyglądała jakby spała i za chwilę miała się obudzić z niewinnego koszmaru. Podczas kiedy mój brat i przyjaciele unieruchomili Jamesa ja złapałem Melanie za dłoń, która była lodowata, bezwładna. Wpatrywałem się w jej nieruchomą twarz, kiedy obraz nie zamazał się łzami. Płakałem. To żałosne, ale ja naprawdę płaczę.
Sześć miesięcy później:
Wpatrywałem się w zachodzące słońce nad moim miastem. Jump City na początku lata było piękne. Odczuwałem coś w rodzaju dumy, kiedy zdawałem sobie sprawę, że jego mieszkańcy będą się czuć choć odrobinę bezpieczniej tej nocy, dzięki mnie i mojej drużynie. Ujęliśmy grupę przemycającą narkotyki. Dużo czasu zajęło nam rozpracowanie strategii, planów organizacji jednak miesiące żmudnej pracy opłaciły się. Star, Cyborg i Bestia poszli na miasto, aby trochę się rozerwać i odpocząć. Nie ma co się dziwić, ostatnio naprawdę mocno angażowali się we wszystkie akcje. Ja nie potrafiłem się już bawić. Nic mnie nie cieszyło, często nie mogłem spać po nocach. Nic nie zdołało ukoić mojego bólu, tęsknoty. Przez pierwsze dwa tygodnie wszyscy zaczęli się zastanawiać, czy nie umieścić mnie w jakimś zakładzie zamkniętym. Nie chciałem jeść, pić, spać, rozmawiać. Zamknąłem się w swojej sypialni i nie wychodziłem przez kilka dni. Nie odpowiadałem na pytania, ani prośby. Dopiero interwencja mojego ojca i braci, którzy przyjechali do nas na kilka dni pomogą. Bruce w charakterystyczny dla siebie sposób postarał mi się zrozumieć swoje uczucia, nie załamać się do reszty. Nie chciałem nawet myśleć jakby się czuł, gdyby się dowiedział, że po śmierci mojej dziewczyny rozważałem samobójstwo. Nie byłbym w stanie mu tego wyznać, nawet jeżeli byłem gotowy aby to zrobić. Ale ojciec przekonał mnie, że Melanie chciałaby abym żył dalej, pomagał ludziom i uszczęśliwiał najbliższych mi ludzi. Żyłem dla pamięci o niej. Nie było tygodnia abym nie odwiedzał cmentarza i nie składał kwiatów na jej grobie. Jestem pewny, że będę to robił do końca swoich dni.
Owszem było lepiej. Jadłem, piłem, pracowałem, spałem, odpowiadałem na zadawane mi pytania. Jednak musi minąć sporo czasu zanim będę wstanie cieszyć się, uśmiechać. Teraz mam wrażenie, że to nigdy nie nastąpi.
- Napijesz się herbaty? - spytała cicho Raven.
Normalnie odpowiedziałbym, że nie, że chcę pobyć sam. Ale teraz postanowiłem zrobić wyjątek.
- Już idę - mruknąłem i podążyłem za przyjaciółką w kierunku kuchni.
KONIEC
Moi drodzy!
Pragnę bardzo serdecznie podziękować wszystkim, którzy czytali to opowiadanie, udzielali się w komentarzach i wspierali mnie przez te kilkanaście miesięcy istnienia bloga.. To była naprawdę niesamowita przygoda i wielki zaszczyt pisać dla Was.
Już niedługo zaczyna się nowy rok szkolny, planuję skupić się na nauce, szczególnie poprawić moje umiejętności pisania, które są dalekie od ideału i wymagają ogromnego nakładu pracy. Będę poszerzać wiedzę w kierunkach, które najbardziej mnie interesują także mam nadzieję, że zbliżający się rok szkolny będzie dla mnie i dla Was owocny.
Chwilowo robię sobie przerwę od blogowania, jednak zapewniam Was, że któregoś dnia powrócę z nowymi postami, pomysłami i chęcią do działania! Moim marzeniem jest nowy blog o całkiem odmiennej tematyce, może pod innym pseudonimem.. ale to wszystko za jakiś czas. Zapewniam Was, że jeżeli podejmę jakąś decyzję, od razu Was powiadomię. To koniec tej opowieści, ale nie koniec mojej przygody z pisaniem :-)
Jeszcze raz bardzo dziękuję!